PiS szykuje się na przyjęcie pieniędzy z Brukseli, ale członkowie komitetu monitorującego boją się, że nie będą mieli wiele do powiedzenia.

PiS wie, że pieniądze z KPO popłyną do Polski

DGP zapoznał się z projektem regulaminu Komitetu Monitorującego ds. Planu Rozwojowego (datowanym na 20 stycznia br.), przygotowanym przez stronę rządową. Ma to być maksimum 70-osobowe gremium, które ma patrzeć władzy na ręce, czy ta rozporządza grantami i pożyczkami z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) zgodnie z unijnym wymogami. Regulamin to kolejny, choć spóźniony, krok w kierunku utworzenia komitetu. Zdaje się świadczyć, że Prawo i Sprawiedliwość coraz bardziej liczy się z tym, że pieniądze z KPO – na ten moment ok. 36 mld euro grantów i pożyczek – prędzej czy później zaczną płynąć do Polski.

O ile w zeszłym roku główny spór dotyczył tego, kto w komitecie zasiądzie (mogą to być przedstawiciele partii, samorządu, organizacji związkowych, pracodawców, organizacji pożytku publicznego, naukowcy), o tyle teraz rozkręca się nowy konflikt – o to, jak komitet powinien pracować, by kontrola z jego strony nie okazała się fikcją.

„Przedłożony przez ministra funduszy i polityki regionalnej projekt regulaminu Komitetu Monitorującego KPO należy ocenić jako zaprzeczenie idei jego powołania” – stwierdza w stanowisku przesłanym do resortu funduszy i polityki regionalnej Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa, który jest członkiem komitetu z ramienia Związku Miast Polskich.

Komitet Monitorujący KPO i wątpliwości

Wątpliwości budzi np. § 2.1, zgodnie z którym „Komitet zbiera się co najmniej raz w roku z inicjatywy Przewodniczącego”. Zdaniem Kosińskiego, biorąc pod uwagę „obszerność reform oraz inwestycji w ramach KPO”, jest to niewystarczające. Stąd postulat, by posiedzenia odbywały się co najmniej raz na kwartał. Z regulaminu wynika jednak, że jeśli jedna trzecia składu złoży taki wniosek, spotkania mogą być nawet częstsze, a przewodniczący komitetu miałby obowiązek zwołać posiedzenie nie później niż w ciągu miesiąca od złożenia wniosku. Samorządowcy domagają się, by z takim wnioskiem mogła wychodzić jedna czwarta składu, a posiedzenie zwoływać już po 15 dniach.

– Mamy zaległości, bo wszyscy zakładali, że pieniądze z KPO będziemy wydawać już w zeszłym roku, a my mielibyśmy się spotykać raz na rok? W takim przypadku to musiałyby być wielodniowe posiedzenia, by przeanalizować realizację kamieni milowych i KPO, o ile komitet nie miałby pełnić funkcji czysto dekoracyjnej – mówi DGP Piotr Wołejko, członek komitetu, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Kolejna wątpliwość dotyczy uprawnień przewodniczącego i zwykłych członków, np. w zakresie zamawiania „ekspertyz, analiz i innych opracowań na potrzeby komitetu”. Regulamin przesądza, że jest to wyłączne uprawnienie przewodniczącego. A jest nim „przedstawiciel ministra właściwego ds. rozwoju regionalnego”.

„Zwykli członkowie Komitetu nie mają możliwości skutecznego wnoszenia o przygotowanie ekspertyz czy analiz, które mogą być cenne z perspektywy pracy w Komitecie. Członkowie Komitetu nie otrzymują żadnego wynagrodzenia za swoje prace, a w związku z tym wszystkie ich czynności mają charakter społeczny. Trudno wyobrazić sobie, aby przedstawiciele organizacji pozarządowych czy samorządowych z własnych środków zlecali działania analityczne” – czytamy w uwagach do regulaminu. Stąd apel, by co najmniej czworo członków mogło zlecić wykonanie ekspertyz.

Problemem – także dla samych członków komitetu – jest to, że nie jest jasne, kto w nim zasiada. – Skład komitetu jest owiany tajemnicą. Wiem, że jestem w nim ja, ale nie znam pozostałych członków. Próbowaliśmy to ustalić w ministerstwie i nie udało się. Nie wiemy nawet, kto będzie jego przewodniczącym, wiadomo tylko tyle, że ustawowo jest to przedstawiciel ministra rozwoju – mówi Krzysztof Kosiński.

Komitet Monitorujący to jeden z kamieni milowych KPO

Powołanie Komitetu Monitorującego to jeden z kamieni milowych KPO, od spełnienia których zależy, czy i ile pieniędzy z tego źródła Polska otrzyma.

Z powołaniem komitetu od początku były problemy. Nabór do niego zaczął się w maju zeszłego roku. Początkowo w jego skład weszło 25 przedstawicieli strony rządowej i 21 przedstawicieli organizacji pozarządowych. Pojawił się jednak problem ze skompletowaniem przedstawicieli strony społecznej, konkurs na obsadę został anulowany, część organizacji pozarządowych krytykowało rząd, że do komitetu trafili przedstawiciele organizacji będących ideowo po tej samej stronie, co władza. Etap powołania komitetu kończy się. Będzie on potrzebny, gdy pojawią się wypłaty z KPO.

O odniesienie się do zarzutów poprosiliśmy wczoraj resort funduszy, ale do czasu zamknięcia tego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Rządzący dotąd zapewniali, że komitet w końcu ruszy i że chcą ustalić klarowne zasady jego funkcjonowania.

Pozyskanie miliardów euro z KPO zależy od spełnienia kamieni milowych, w tym tych związanych z praworządnością. Dziś senatorowie mają przyjąć ustawę o Sądzie Najwyższym, która ma spełnić kamień milowy. Premier Mateusz Morawiecki zwracał się wczoraj do Senatu, by przyjąć ustawę bez poprawek. Opozycja, która ma w Senacie większość, chce jednak dokonać w niej sporych korekt, np. sprawami dyscyplinarnymi miałaby się zająć Izba Karna SN, a nie NSA jak w wersji sejmowej. Marszałek Tomasz Grodzki tłumaczył we wczorajszym wywiadzie dla DGP, że wynika to z chęci usunięcia wątpliwości konstytucyjnych wobec wersji sejmowej. – Sejm głosami rządzących powie, czy chce, czy nie chce przywrócenia wymiaru sprawiedliwości na właściwe tory – mówił marszałek. Opozycja nie chce odrzucić ustawy w Senacie, by nie być oskarżana o stopowanie wypłaty pieniędzy z KPO dla Polski. ©℗