Ze względu na wejście w życie nowych przepisów RODO zmieniliśmy sposób
logowania do produktu i sklepu internetowego, w taki sposób aby chronić dane
osobowe zgodnie z najwyższymi standardami.
Prosimy o zmianę dotychczasowego loginu na taki, który będzie adresem
e-mail.
Nie tak dawno wysłuchałem audycji z cenionymi komentatorami, a w niej oceny wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego – o kontaktach z Wasinem w pierwszych latach III RP. Wasin, jak nazwa wskazuje, był agentem KGB, a Kaczyński, jak nazwa wskazuje, spotykał się z nim po to, aby wydobyć od Ruska cenne informacje.
Komentator w radiu mówi: Kaczyński twierdził w 2016 r. (!), że poinformował otych spotkaniach Andrzeja Milczanowskiego (szefa UOP za prezydentury Wałęsy), aprzecież Tomasz Piątek zadzwonił do Milczanowskiego iten zaprzeczył, jakoby coś takiego Kaczyński mu powiedział. Zatem, kontynuuje komentator, widzimy, że Kaczyński skłamał...
Otóż – nie widzimy. Bo mamy minimum wykształcenia i wiemy, że z samego faktu, że Milczanowski coś powiedział, wynika tylko tyle, że coś powiedział. Może Kaczyński kłamie, a Milczanowski mówi prawdę. Albo odwrotnie. Nie można wykluczyć, że Kaczyński coś tam zażartował w sprawie spotkań z agentem i uważa po latach, że powiedział, a Milczanowski słuchał jednym uchem, bo różnych spraw było wtedy na jego głowie tysiąc, a wszystkie poważniejsze niż rozmowy jakiegoś tam Kaczyńskiego – i po prostu tej nie zapamiętał. A może Kaczyński mówił jasno, lecz komuś innemu, a teraz poplątał.
Na zdrowy rozum wersja, że Kaczyński nic nikomu, przynajmniej jasno, nie powiedział, za to w 2016 r. postanowił sam ujawnić spotkania z agentem w możliwie najkorzystniejszym dla siebie świetle, by uprzedzić ataki, jest najbardziej prawdopodobna. Skwitowanie jednak dochodzenia do prawdy krótkim „Kaczyński kłamie” jest nieuczciwością dziennikarską, ale i ludzką.