Modernizacja wyspowa. Albo homeopatyczna. Takim mianem, z pewną dozą sarkazmu, określano w ostatnich latach poczynania resortu obrony w kwestii zakupów zbrojeniowych. W uproszczeniu chodziło o to, że kupowaliśmy ułamek tego, co nam było potrzeba. Na dodatek bywało tak, że te zakupy były ze sobą bardzo luźno powiązane i nie tworzyły spójnego systemu.

W morzu badziewia miały się pojawić perełki, wyspy nowoczesności. Generalnie w kwestii pozyskiwania sprzętu w resorcie obrony rozpowszechniona była choroba znana także w innych urzędach – „niedasizm”. Nie da się i tyle.
Przykładów wiele – choćby zakup czterech śmigłowców S-70i Black hawk dla sił specjalnych i czterech przeznaczonych do działań na morzu AW101 zamiast planowanego wcześniej zakupu 50 śmigłowców różnego przeznaczenia. Trzeba też przytoczyć umowę na zakup zaledwie dwóch baterii systemu przeciwrakietowego Patriot, gdy wiadomo było, że potrzebujemy co najmniej ośmiu. Nie wolno zapomnieć o zakupie jednego dywizjonu artylerii dalekiego zasięgu Himars, choć w pierwszej fazie powinniśmy byli kupić trzy, a docelowo – co najmniej dziewięć dywizjonów tego uzbrojenia, które z odpowiednimi pociskami może razić przeciwnika nawet w odległości 300 km. Do tego można dorzucić programy, o których od lat wiadomo, że powinny być zrealizowane, ale jakoś się nie dało. O trwających pracach nad studium wykonalności dotyczącego pozyskania i budowy satelitów obserwacyjnych, których dwie sztuki miały trafić do MON do 2020 r., pisaliśmy w DGP pod koniec 2014 r. Jeszcze pod koniec 2021 r. nikt się tym w resorcie specjalnie nie przejmował.
Rosyjski atak na Ukrainę wszystko zmienił. Niczym za wyciągnięciem czarodziejskiej różdżki – albo raczej zgodnie z hasłem „Sezamie, otwórz się” – okazało się, że się da. W resorcie obrony znaleziono cudowny lek na uleczenie modernizacji homeopatycznej. I tak zapewne do końca czerwca podpiszemy umowę na zakup satelitów z francuskim Airbusem, a ich dostaw można się spodziewać w ciągu kilku, kilkunastu miesięcy. Jeszcze bardziej spektakularne jest przyspieszenie urzędniczo-wojskowe w kwestii obrony polskiego nieba. W ubiegłym tygodniu wysłano zapytanie na kolejnych sześć baterii systemu Patriot (dostawy 2026–2028), a już wcześniej płk Michał Marciniak, wiceszef Agencji Uzbrojenia, zapowiadał przyspieszenie programu Narew, czyli obrony przeciwlotniczej.
Wisienką na torcie w przełamywaniu niedasizmu jest czwartkowy komunikat ministra obrony Mariusza Błaszczaka. „Zwiększamy zdolności wojsk rakietowych i artylerii! Podpisałem zapytanie ofertowe dotyczące pozyskania około 500 wyrzutni M142 Himars na potrzeby ponad 80 baterii systemu Homar. Planujemy wysoki poziom polonizacji sprzętu i jego integrację z polskim systemem zarządzania walką” – poinformował polityk. Pierwsze dostawy są planowane na 2025 r., ostatnie pewnie w połowie kolejnej dekady. Na razie w resorcie trwa dopracowywanie koncepcji, więc trudno o takie szczegóły, jak dokładne koszty tego programu (choć będą to dziesiątki miliardów złotych). Ale i tak widać kopernikański przewrót. Po pierwsze nie mówimy o jednym, a o 27 dywizjonach. Nawet jeśli ostatecznie będzie to nieco mniejsza liczba, skok i tak jest olbrzymi. Po drugie tym razem w dostawy będą zaangażowane polskie firmy.
W 2019 r. podpisaliśmy umowę na tzw. zakup z półki, czyli amerykański koncern Lockheed Martin miał wyprodukować na nasze zlecenie swój standardowy produkt. Teraz wiadomo, że artyleria będzie miała polski system kierowania ogniem Topaz (Grupa WB), będzie osadzona na rodzimych ciężarówkach (Jelcz), a po cichu mówi się, że badamy możliwości przeniesienia produkcji pocisków do Polski. Słuchając deklaracji przedstawicieli resortu obrony w ostatnich tygodniach, wypada się ucieszyć, że wreszcie się da. Niedasizm został pokonany! Oczywiście to kosztowne zakupy, ale patrząc na Zagłębie Donieckie, nie wydaje się, by w tym momencie warto było oszczędzać na uzbrojeniu. Łyżką dziegciu w tym wszystkim pozostaje to, że te zakupy można było zrealizować wcześniej. Teraz bylibyśmy w przededniu odbioru uzbrojenia. Skutki uboczne niedasizmu mogą być bardzo poważne.