Z pozoru mogłoby się wydawać, że wojna potwierdziła dwie kwestie. Po pierwsze słuszność polskiej strategii odejścia od zaopatrzenia w węglowodory w Rosji – w gaz, co zostało zadekretowane, gdy nie został przedłużony kontrakt jamalski, i w ropę, wskutek stopniowej polityki zmniejszania udziału tego surowca w naszym imporcie dzięki rozbudowie mocy przerobowych dla ropy z innych kierunków. Najmniejsze znaczenie ma w rosyjskim miksie węgiel. Po drugie wojna podważyła słuszność konstrukcji europejskiej polityki klimatycznej, która wskutek dekarbonizacji i walki Niemców z atomem sprawiła, że Europa w przededniu wojny była zakładnikiem zaopatrzenia w gaz z Rosji. Z rewizji tej polityki może wynikać, że zrobiło się nieco więcej miejsca dla węgla (o czym mówił nawet Frans Timmermans) i znacznie więcej dla atomu.
W tym kontekście w Zjednoczonej Prawicy krystalizują się dwa główne bieguny odnoszące się do tego, jak w kolejnych latach kształtować miks energetyczny Polski. Z jednej strony to Mateusz Morawiecki, z drugiej Zbigniew Ziobro. Ich diagnoza jest zupełnie inna.