Rząd i samorządy próbują uniknąć paraliżu największych miast w związku z ogromną liczbą ukraińskich uchodźców. Część z nich ma być rozlokowana w innych miejscach w kraju. Niewykluczone, że z czasem pojawi się element przymusu

Liczba ukraińskich obywateli uciekających przed wojną zaczyna przytłaczać polskie miasta. Do tej pory w naszym kraju pojawiło się już ok. 1,8 mln uchodźców, a napływają kolejni. W samej Warszawie to ok. 300 tys. osób – to tak jakby w ciągu kilkunastu dni przybyła nowa dzielnica. W Krakowie już kilka dni temu liczba Ukraińców przebiła 100 tys. Ci, którzy nie mają zagwarantowanego schronienia, pomoc znajdują w punkcie recepcyjnym na Dworcu Głównym PKP. Skierowanie do zakwaterowania otrzymało ponad 5,5 tys. osób (dane z piątku, 11 marca). – Miejsca w naszym mieście są już na wyczerpaniu. Kraków powoli traci możliwość, aby zakwaterować kolejne fale uchodźców – przyznaje Emilia Król z krakowskiego magistratu.
Stąd pojawia się coraz pilniejsza potrzeba relokowania uchodźców w inne, mniej obciążone części kraju. Chodzi m.in. o mniejsze miejscowości oraz województwa, które są nie tylko w mniejszym stopniu zajęte przez uchodźców, lecz także mają możliwości przyjęcia nowych osób (bo tworzą nowe punkty). Jednym z województw, które ma większe możliwości absorpcyjne, jest m.in. zachodniopomorskie. Problemem jest to, że jest daleko od granicy.
Jak zwraca uwagę w rozmowie z DGP prof. Przemysław Śleszyński z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, gdyby użyć wszystkich dostępnych w Polsce zasobów lokalowych (prywatnych, komercyjnych, gminnych itd.), teoretycznie moglibyśmy podjąć 2–3 mln uciekinierów z Ukrainy. Przy czym są pewne ograniczenia, bo około jedna trzecia miejsc noclegowych w Polsce to hotele, gdzie koszty pobytu są wyższe. Z kolei domy pomocy społecznej czy schroniska dla bezdomnych są zapełnione w 80–90 proc.
Rząd i samorządy różnymi sposobami próbują rozładować coraz bardziej zakorkowane polskie miasta. Dla chętnych rząd organizuje np. wyjazdy do Niemiec. Tylko od piątku do niedzielnego wieczora z takiej oferty skorzystało 27 tys. Ukraińców. Ale te kanały też potrafią się przytykać. – Niemieckie MSW poprosiło nas o wstrzymanie specjalnych pociągów, które przygotowaliśmy dla uchodźców, bo stwierdziło, że powstaje u nich wąskie gardło. To pokazuje, że skala uchodźców zaskoczyła całą Europę – mówił wczoraj w TVN24 wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker. Są też organizowane, w dużej mierze oddolnie, wyjazdy do Szwecji, Holandii, Szwajcarii czy Francji. Nadal jednak skala nie jest duża.
Dlatego istotna jest jeszcze relokacja wewnątrz naszego kraju. W tym celu samorządy otrzymały dostęp do rządowej (dostępnej dotąd dla wojewodów) bazy zakwaterowania. Znajdują się tam miejsca organizowane przez samorządy, prywatne hotele czy ośrodki wypoczynkowe. Dzięki temu wszyscy interesariusze – przede wszystkim rząd i samorządy – będą mieli podgląd na informacje, ile w danym obiekcie miejsc jest zajętych, gdzie są wolne miejsca czy gdzie są kolejne obiekty zakwaterowania uchodźców. Podobne inicjatywy są podejmowane na styku państwa i rynku komercyjnego. Z naszych ustaleń wynika, że przedstawiciele obozu rządzącego rozmawiają z serwisem Airbnb, na którym są udostępniane oferty mieszkań. Serwis już oficjalnie zadeklarował, że sfinansuje krótkoterminowe zakwaterowanie nawet dla 100 tys. uchodźców z Ukrainy. Teraz, jak słyszymy, chodzi o większą koordynację działań. – W Niemczech pulę mieszkań dla Ukraińców w Airbnb zbiorowo zarezerwowało tamtejsze ministerstwo, w Czechach powierzono to zadanie NGO. My skłaniamy się ku pierwszemu rozwiązaniu, dzięki temu chętni będą mogli się zgłaszać np. poprzez rządową aplikację, a rząd będzie w stanie wyjść z konkretnymi ofertami, bezpłatnymi lub po obniżonych cenach. To polepszy koordynację działań – mówi nam osoba znająca kulisy rozmów, ale podkreśla, że rozmowy ciągle trwają (zaangażowany w nie jest m.in. resort rodziny i polityki społecznej) i ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły.
Uchodźcy mogliby być przenoszeni z dużych i średnich miast we wschodniej części kraju na zachód. – Jakieś półtora tygodnia temu przygotowano nam analizę pod kątem możliwości lokalowych gmin. Na takim algorytmie wyliczono, ilu uchodźców i kto mógłby przyjąć – twierdzi osoba z rządu. Problem w tym, że nie każdy jest chętny do relokacji. – Wielu Ukraińców absolutnie nie chce opuszczać miast, w których jest połączenie kolejowe. W Chełmie urzędnicy już im tłumaczą, że nie mogą w nieskończoność przebywać w punktach recepcyjnych i że mogą jechać albo do jednej z podlubelskich wsi, albo jakiegoś miasta na zachodzie kraju – opowiada nasz rozmówca z rządu. Dodaje, że być może przyjdzie moment, w których do relokacji trzeba będzie ludzi przymuszać. – Niewykluczone, że w jakimś momencie trzeba będzie przyjąć prawo, które decyzjami administracyjnymi będzie takie rzeczy regulować wobec tych ludzi – wskazuje.
Ale inny rozmówca DGP z obozu rządzącego zwraca uwagę, że stopniowo zmienia się profil uchodźców napływających do naszego kraju. – W pierwszej fali granicę często przekraczali ludzie lepiej sytuowani, którzy mieli środki finansowe, możliwości transportu czy rodziny w Polsce. W drugiej fali częściej będą napływać ludzie straumatyzowani, bez środków do życia i kontaktów w Polsce. Oni powinni być bardziej skłonni do przyjęcia innych miejsc zamieszkania niż tylko w metropoliach – ocenia rozmówca DGP.
Równolegle cały czas powstają oddolne inicjatywy mające pomóc w logistyce mieszkaniowej. Na portalu https://grupazasoby.pl/ warszawscy właściciele mieszkań mogą zgłaszać swoje oferty, a uchodźcy mogą wpisywać potrzeby. W ostatnich dniach wystartowała też platforma uaSOS.org łącząca uchodźców z Ukrainy z bezpłatnymi miejscami noclegowymi w Polsce. Od reszty inicjatyw różni się tym, że w sposób zautomatyzowany zestawia – paruje – ogłoszenia potrzebujących z ofertami pomocy, co ma zapewnić pomoc jak najszerszej grupie osób. Jest dostępna w trzech wersjach językowych: polskiej, ukraińskiej i rosyjskiej.