Obywatelski projekt „Stop aborcji”, zrównujący przerywanie ciąży z zabójstwem, przejdzie pierwsze czytanie, a później powinien trafić do dalszych prac w Sejmie – taki scenariusz wyłania się ze słów posłów koalicji rządzącej.

Ruszyła sejmowa machina w sprawie obywatelskiego projektu „Stop aborcji”. Sygnał dała marszałek Sejmu Elżbieta Witek, kierując inicjatywę do pierwszego czytania. Może się ono odbyć już w przyszłym tygodniu. Z sondy DGP przeprowadzonej m.in. wśród polityków PiS wynika, że nie ma pewnej większości w Sejmie, która uchwaliłaby projekt. Mimo to zapewne zostanie on skierowany do dalszych prac w komisji. To oznacza, że zawsze można będzie do niego wrócić, nie tylko w obecnej kadencji parlamentu, ale… w odpowiednim momencie i wykorzystać jako straszak. – Projekty obywatelskie nie podlegają zasadzie dyskontynuacji. Gdyby nie były procedowane dalej w obecnej kadencji, mogą być w kolejnej – potwierdza Barbara Bartuś (PiS). Projekt „Stop aborcji” zmierza do unieważnienia obowiązujących nadal przesłanek legalnej aborcji: gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub gdy zagraża zdrowiu i życiu matki. Przewiduje też podniesienie kar nie tylko dla wykonujących aborcje, lecz także dla kobiet.
Jak wynika z naszych rozmów, jedności w tej sprawie jednak nie ma. Opozycja zaś mobilizuje się do odrzucenia projektu. Wnioski o odrzucenie zapowiedziały i Barbara Nowacka (KO), i Magdalena Biejat (Lewica). W tej sytuacji o ostatecznym losie inicjatywy mogą przesądzić decyzje posłów, czy w ogóle przyjść na głosowanie.
Zgodnie z prawem w przypadku projektów obywatelskich (takich, pod którymi podpisało się co najmniej 100 tys. osób) Sejm musi przeprowadzić pierwsze czytanie – to najwcześniejszy etap parlamentarnej procedury. Po nim może odrzucić projekt lub skierować do dalszych prac. Dzięki temu drugiemu rozwiązaniu będzie możliwość powrotu do niego w każdym momencie. – Projekty obywatelskie mają to do siebie, że nie podlegają zasadzie dyskontynuacji. I gdyby nie były procedowane dalej w obecnej kadencji Sejmu, mogą być w kolejnej – dodaje Barbara Bartuś (PiS).
W PiS słyszymy, że przy „Stop aborcji” nie będzie dyscypliny partyjnej w głosowaniu nad wnioskiem o odrzucenie projektu. – Każdy zagłosuje w zgodzie z własnym sumieniem – podkreśla Bartuś. Ona sama ma wątpliwości, czy dziś tego rodzaju dyskusja jest w Polsce potrzebna. Zdzisław Sipiera (PiS), który składał podpis pod wnioskiem do TK, co doprowadziło do zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych, dodaje: – Jestem za ochroną życia i nic się nie zmieniło. Każdy ma prawo składać projekty. Ale jestem jeszcze przed podjęciem decyzji, czy ten akurat zyska moje poparcie.
Jak przyznają nasi rozmówcy z klubu PiS, projekt jest problematyczny. Część przyznaje, że jest przeciwna zmianom, ale i tak podniosą rękę za przekazaniem go do dalszych prac. Tak mówią nam posłowie Anna Kwiecień czy Jerzy Polaczek. Arkadiusz Czartoryski przekonuje, że w przypadku każdego projektu obywatelskiego głosuje nad przekazaniem go do dalszych prac. – Nie znaczy to, że jestem za projektem Kai Godek, a także za tym, o czym mówi „Stop aborcji”. Moim zdaniem nie ma szans na to, by ten ostatni miał szansę w Sejmie. Sam jestem przeciwko zmianom prawa – tłumaczy. Wtóruje mu Bolesław Piecha: – Nie odrzucamy projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu. Co do meritum projektu – nie podpisałem i nie podpisałbym się pod nim.
Iwona Machałek, która podpisała wniosek do TK o zbadanie zgodności przepisów dotyczących aborcji z konstytucją, dziś mówi, że nie zdawała sobie sprawy, iż może komuś zaszkodzić. Teraz będzie za odrzucaniem projektu „Stop aborcji”.
Może się zdarzyć, że część posłów klubu PiS ze względów taktycznych (nie będą ani za, ani przeciw) nie przyjdzie na głosowanie nad wnioskiem o odrzucenie projektu. Wówczas parlamentarzyści sprzciwiający się „Stop aborcji” mogliby mieć większość na sali. Jest oczywiste, że za odrzuceniem zagłosuje Lewica. Posłanki KO Barbara Nowacka i Katarzyna Piekarska przekonują, że ich klub również. – Nie wydaje mi się, by potrzebna była dyscyplina partyjna do odrzucenia obywatelskiego projektu „Stop aborcji”. Ten projekt jest nie tylko nieludzki, ale i niekonstytucyjny, bo łamie podstawowe prawa kobiet, prawo do wolności, opieki medycznej zgodnej z najnowszą wiedzą – mówi DGP Piekarska. W tej sprawie wypowie się zapewne klub KO, ale jeszcze się nie zebrał.
W PSL słychać daleko idącą ostrożność. Posłowie czekają na posiedzenie klubu, choć już wiadomo, że dyscypliny partyjnej nie będzie. – Nie mieliśmy za wiele czasu, by się z projektem zapoznać – mówi Urszula Nowogórska. Przypomina, że jej klub po wyroku TK wnosił, by przywrócić kompromis.
Za odrzuceniem projektu ma być całe koło Porozumienia, co zapowiada Magdalena Sroka, która jednocześnie nie spodziewa się, by to się udało. – Niestety, przy tej większości należy się spodziewać, że projekt będzie dalej procedowany, pójdzie do komisji. I będzie pełnił rolę straszaka. Tak, by w każdej chwili można było go z niej wyjąć pod obrady. Tymczasem jest on szkodliwy dla kobiet i głęboko niesprawiedliwy. Gdyby wszedł w życie, sprawcy gwałtu groziłoby np. 12 lat więzienia, a osobie dokonującej aborcję 25 lat – mówi DGP.
Również Zbigniew Girzyński, poseł koła Polskie Sprawy, będzie głosował za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu. Jego zdaniem projekt idzie zbyt daleko. Z kolei w Konfederacji nie ma jedności. Krzysztof Bosak będzie głosował raczej za, inaczej niż Artur Dziambor. – Zagłosuję za odrzuceniem – mówi ten drugi. Przekonuje, że dziś nie czas i miejsce na takie projekty. – Marszałek Sejmu przyspieszając procedowanie nad projektem „Stop aborcji” postanowiła wrzucić nas na emocjonalną minę. Najwyraźniej komuś zależy na tym, byśmy się o to bili i nie zwracali uwagi na kwestie gospodarcze i budżetowe – dodaje Dziambor.
Są też osoby, które zwracają uwagę, że nie trzeba zaostrzać przepisów. Wystarczy zmobilizować organy ścigania. – Gdyby policja i prokuratura lepiej się przykładały, to przepisy karne są wystarczające – mówi Piotr Uściński (PiS). I najwyraźniej organy ścigania zostały zmobilizowane. W piątek działaczka Aborcyjnego Dream Teamu usłyszała zarzuty m.in. z art 152 par. 2 k.k. (pomoc w aborcji z naruszeniem przepisów ustawy o planowaniu rodziny). Z informacji Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga wynika, że przekazała tabletki umożliwiające aborcję farmakologiczną. Sprawa zaczęła się z zawiadomienia mężczyzny, którego żona będąc w 12. tygodniu ciąży, chciała przeprowadzić aborcję. – Postępowanie, w toku którego przedstawiono zarzuty, zostało zarejestrowane w prokuraturze w marcu 2020 r. – mówi prok. Katarzyna Skrzeczkowska. W Aborcyjnym Dream Teamie potwierdzają, że jedna z nich usłyszała zarzuty. Ale, jak przekonują, to działania polityczne, w których kluczowy jest kontekst. – Tydzień po ujawnieniu śmierci Izabeli w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie prokuratura przekazuje te informacje telewizji rządowej. Odbieramy to jako próbę odwrócenia uwagi od tragedii, próbę zastraszenia osób potrzebujących aborcji i osób pomagających w niej – mówią.