Zgromadzenie tysiąca młodych ludzi w olsztyńskim miasteczku akademickim na imprezie o nazwie Campus Polska nabrało nowego znaczenia. Kilka miesięcy temu było zapowiadane jako okazja do ogłoszenia ruchu społecznego. Jako twarz ruchu wskazywano Rafała Trzaskowskiego.

Nie był to pomysł jasny, jak zresztą wszystkie aktywności hamletycznego Trzaskowskiego. Ale kryła się w tym wiara w przynajmniej częściowe zgubienie tradycyjnej platformerskiej etykietki z jej odpowiedzialnością za III RP. W międzyczasie do Polski wrócił Donald Tusk i szyld Platformy jako najsilniejszej partii opozycji znów nabrał wagi. W efekcie na początku Campusu odegrano przed młodzieżą spektakl godzenia Tuska z Trzaskowskim. Obaj opowiadali, jak są sobie bliscy i się dopełniają.
Nie było w tym dramatu. Zapamiętaliśmy, prawda, smutną twarz Trzaskowskiego, kiedy Tuska spiesznie intronizowano na lidera. Ale nie krył się za tym spójny plan polityczny ani nadmiernie buzujące ambicje. Trzaskowski miał wciąż problem ze zmobilizowaniem się do czynu. Nie wymyślił formuły na pogodzenie choćby swojej ogólnopolskiej aktywności z rolą prezydenta Warszawy. Teraz Tusk zdjął mu kłopot z barków. Do pewnego stopnia naprawdę się zresztą dopełniają. Trzaskowski jest młodszy, sprawia wrażenie bardziej szczerego. Zarazem uczy się od Tuska choćby bardziej agresywnego języka wobec rządzących, co było widać, kiedy odpowiadali na pytania audytorium.
Nie dowiedzieliśmy się, jaki obaj panowie mają pomysł na podział ról między sobą. Ale wszyscy wiedzą, że Tusk nie stawia na szybkie wywrócenie układu rządowego, że gotów jest czekać na wybory w 2023 r. Więc niczego nie ma sensu przyspieszać.
Ciekawe było co innego. Występ Tuska utwierdzający jego dominację w jakimś sensie nad całą opozycją, nastąpił w szczególnym momencie. Ostatni sondaż IBRiS dla Polsatu potwierdził dwie prawdy: Zjednoczona Prawica z 35 proc. prawdopodobnie nie ma szans na samodzielną większość. Z kolei Koalicja Obywatelska z 24 proc. odnotowuje skok o 7 proc. i dystansuje innych po opozycyjnej stronie – co jest efektem powrotu Tuska, i postawienia na najbrutalniejszą polaryzację. Tyle że politycy opozycji stanęli przed największym od miesięcy wyzwaniem. Muszą określić swoje stanowisko wobec kryzysu z uchodźcami. I ten temat jako jedyny wracał kilka razy podczas dyskusji z młodzieżą. Jeden z młodych ludzi zarzucił obu politykom, że ich stanowisko jest dalekie od konsekwencji.
Tusk zaczął od oskarżenia rządzących o „podłość”. Ale skończył na tłumaczeniu, że granica Unii Europejskiej musi być szczelna, ba, przekonywał, że właściwym miejscem dla złożenia wniosku o azyl powinna być dla uchodźców Białoruś, co jest prawną oczywistością, ale czego proimigranccy radykałowie kompletnie nie uznają. On chyba najlepiej z polityków opozycji rozumie, jaką pułapką jest – wobec nastawienia Unii i większości Polaków – wejście w walkę o rozmontowanie polskich granic. Jest w tym zarazem niespójny, nie umie wyjaśnić, dlaczego grupę trzydziestu trzeba przyjąć i rozpatrzyć ich wnioski azylowe, ale kolejnych już niekoniecznie. Co ciekawe, to jego niekonsekwentne, ale jakoś pragmatyczne stanowisko zostało wsparte przez Trzaskowskiego.
Można by rzec, że to lawirowanie, bardziej jednak realistyczne niż proimigrancka histeria, to przyspieszona lekcja. Łatwo jest ogłaszać po raz tysięczny, jakim absolutnym złem jest PiS. Trudniej zdawać egzaminy z różnych wyzwań społecznych. Na pytanie o polską prowincję Tusk zareagował rzewną opowiastką o „małych ojczyznach”. Na pytanie o pomoc niepełnosprawnym Trzaskowski przekonywał, że kluczem jest empatia. Po raz tysięczny nie dowiedzieliśmy się, na ile PO chce wracać do bardziej klasycznego liberalizmu, a na ile przekonała się, pod wpływem transferów PiS, do silnego, aktywnego socjalnie państwa. Receptą jest powódź ładnych formułek, którymi żonglują dwaj dobrzy – skądinąd – mówcy.
Najłatwiej było rzucać zapowiedzi ideologiczne. Tusk przez chwilę próbował tłumaczyć młodym wyborcom, że kwestia związków partnerskich to także problem przekonania do nich starszych generacji. Po czym, wyczuwając nastrój sali, szybko obiecał ich wprowadzenie po wygranych wyborach. Tam jednak, gdzie dylematy jawią się jako dramatyczne, jak w przypadku przyjmowania imigrantów, lepiej od innych widząc problemy, wikłał się w sprzecznościach. A pamiętajmy: obelgi Władysława Frasyniuka pod adresem pograniczników i żołnierzy, wsparte już przez rozlicznych celebrytów, idą na konto Platformy. Tak jak szły rozważania tychże celebrytów o darmozjadach wyłudzających od państwa 500 plus.
Dlatego wyczuwając przychylne dla siebie wiatry po zgraniu się obozu rządowego, pogodzeni liderzy PO do końca nie będą mieli gwarancji zwycięstwa. Dziś zdołali wraz z Jarosławem Gowinem przedstawić Polski Ład jako zapowiedź większych podatków. Ale jutro ktoś ich spyta, dlaczego dotychczasowy system fiskalny był tak bardzo niesprawiedliwy. Zamiast tego Tusk apeluje do młodzieży, aby pilnowała wyborów, bo mogą być sfałszowane. Czy hektolitry moralistyki, manicheizm przeciwstawiany symetrystom wystarczy? Wciąż niekoniecznie.