Nie milkną spory wokół środowych i czwartkowych rozstrzygnięć w TSUE i TK dotyczących odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Opozycja broni stanowiska TSUE w tej sprawie, przekonując, iż PiS powinno uznać rację Brukseli; z kolei Marek Ast (PiS) podkreśla - za TK - wyższość konstytucji nad prawem UE.

Unijny Trybunał Sprawiedliwości uznał w czwartek, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce jest niezgodny z prawem UE. Dzień wcześniej TSUE zobowiązał Polskę do zawieszenia obowiązywania tych przepisów. Chodzi przede wszystkim o działalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, powołanej do prowadzenia postępowań o charakterze dyscyplinarnym wobec sędziów, prokuratorów i przedstawicieli innych zawodów prawniczych. W ostatnich miesiącach Izba prowadziła postępowania wobec kilku znanych sędziów, m.in. Igora Tuleyi i Józefa Iwulskiego.

W środę również Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis Traktatu o UE, na podstawie którego TSUE zobowiązuje państwa członkowskie do stosowania środków tymczasowych w sprawie sądownictwa, jest niezgodny z konstytucją. W czwartek zaniepokojenie tym orzeczeniem wyraziła Komisja Europejska. "Wyrok ten potwierdza nasze obawy co do stanu praworządności w Polsce (...) Prawo UE jest nadrzędne w stosunku do prawa krajowego. Wszystkie orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, w tym postanowienia w przedmiocie środków tymczasowych, są wiążące dla organów i sądów krajowych wszystkich państw członkowskich" - oświadczył w czwartek rzecznik KE Eric Mamer.

Spór między polskimi władzami i Brukselą od kilku dni szeroko komentują media, eksperci oraz politycy. Przedstawiciele opozycji są przekonani, że racja jest po stronie Komisji Europejskiej, która w kwietniu zeszłego roku objęła nasz kraj procedurą o naruszenie praworządności w związku z przepisami dotyczącymi odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Przepisy te - w ocenie KE - podważają niezależność polskich sędziów. Wiosną tego roku Komisja skierowała sprawę do TSUE, która swój finał znalazła właśnie w czwartek.

Michał Szczerba (KO) jest przekonany, iż czwartkowy wyrok TSUE oznacza koniec Izby Dyscyplinarnej SN. "To koniec Izby Dyscyplinarnej, której funkcjonowanie jest w oczywisty sposób sprzeczne z konstytucją. To, że nie jest sądem potwierdził już wcześniej Sąd Najwyższy. Jej sprzeczność z prawem unijnym potwierdził jednoznacznie TSUE. Instytucje europejskie okazały się bardzo konsekwentne, by ochronić Polskę przez władzą zdolną do każdej niegodziwości" - podkreślił poseł w rozmowie z PAP.

Ostrzegł jednocześnie, iż środowe orzeczenie TK oznacza "prawny polexit". "Służalczy spektakl Piotrowicza (chodzi o przewodniczącego rozprawie sędziego Stanisława Piotrowicza, w przeszłości m.in. posła PiS - PAP) w Trybunale Konstytucyjnym, którego konsekwencją jest pseudo wyrok, potwierdził tylko prawny polexit. Władza by bronić kasty sędziów z PiS-owskiego zaciągu jest gotowa wyłączyć Polskę ze europejskiej wspólnoty rządów prawa" - stwierdził Szczerba.

Mariusz Witczak (KO) uważa z kolei, że jeśli orzeczenie TSUE nie zostanie wykonane, Polsce grożą wysokie kary finansowe i wstrzymanie wypłaty środków z UE. "Najbliższe wybory będą więc o tym, czy PiS rękami komunistycznego prokuratora wyprowadzi Polskę z Unii Europejskiej, czy my opozycja wyprowadzimy PiS z salonów władzy przed oblicze sprawiedliwości" - dodał poseł w rozmowie z PAP.

Pozytywnie działanie unijnego Trybunału ocenia też Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica). "W tej całej sprawie chodzi o sędziów, o Izbę Dyscyplinarną SN, o praworządność, o zasady, o wartości UE. Ale ważniejsze jest to, że w ostatecznym rozrachunku chodzi o bezpieczeństwo obywateli i obywatelek. Chodzi o to, by każda osoba, która stanie przed sądem w jakiejkolwiek sprawie, miała gwarancję co do tego, że sędzia jest sędzią niezawisłym, który nie podlega presji ze strony władzy politycznej" - wskazała posłanka Lewicy.

Ona również, podobnie jak Michał Szczerba, jest przekonana, że niewykonywanie przez polski rząd orzeczeń TSUE, a także środowy wyrok TK zmierzają do "zakwestionowania w sensie prawnym i w sensie symbolicznym polskiej obecności w UE".

"Wczoraj prokurator stanu wojennego, sędzia Piotrowicz dokonał pierwszego kroku w kierunku prawnego polexitu. Jeżeli odmawia się kompetencji jednej z kluczowych instytucji europejskiej wspólnoty, to jest to deklaracja, że do tej wspólnoty nie chce się należeć" - oceniła posłanka Lewicy. Zwróciła też uwagę, że Polacy chcą należeć do UE, o czym zdecydowali w referendum w 2003 r.

Marek Sawicki (PSL) pytany przez PAP do czego doprowadzi spór między Warszawą i Brukselą, jeżeli żadna ze stron nie ustąpi, przypomniał, że polski rząd już ustąpił w sprawie ustawy o IPN i prawdopodobnie ustąpi ws. nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego. "Ustąpimy w tej sprawie, bo rząd już to zapowiedział" - zauważył.

"Więc trzeci raz też ustąpimy, bo jeśli Komisja Europejska nałoży na Polskę sankcje finansowe, to oczywiście polski rząd bardzo szybko się z tego wycofa. Tylko mnie martwi, że Polska, która jest dzisiaj czwartym co wielkości państwem w UE, przestaje być przewidywalnym, ważnym partnerem i kompletnie nie korzysta ze swojej pozycji" - powiedział poseł PSL. Jego zdaniem, takie postępowanie rządu "ośmiesza" Polskę i Polaków.

Komentując z kolei czwartkowe oświadczenie Komisji Europejskiej, Sawicki ocenił, że "nikt nas nie chce upokarzać", gdyż "to my sami, na własne życzenie się upokarzamy". "Bo jeśli pan premier w lipcu ubiegłego roku deklaruje federalizację Unii Europejskiej, jeśli w grudniu to potwierdza, a jednocześnie polskim obywatelom i wyborcom tłumaczy, że jest za suwerennością i neutralnością od Unii, mami wszystkim umysły, że +wstajemy z kolan, wyzwalamy się spod Brukseli+, to coś tu nie gra" - stwierdził polityk.

Sawicki przyznał, że jest "mocno skonfundowany", bo nie wie, co premier "obiecał" szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen podczas spotkania we wtorkowy wieczór w Brukseli. Według niego, Polacy powinni poznać nagranie z tych rozmów. "Nie wiem co obiecał i nie wiem, czy te obietnice, które jej składał, przekazał pani (prezes Trybunału Konstytucyjnego) Julii Przyłębskiej. Bo jeśli nie przekazał, to to rozumiem, a jeśli przekazał, to nie rozumiem. Bo te decyzje polityczne które podejmuje Trybunał Konstytucyjny wpisują się jak żywo we wschodni scenariusz rozmontowania Unii Europejskiej" - ocenił. Sawicki przyznał, że zrozumie, jeśli celem jest "rozmontowanie Unii", jednak - jak zaznaczył - "trzeba to wyraźnie powiedzieć, że taki jest cel polskiego rządu i taki jest cel premiera Morawieckiego".

Szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Marek Ast (PiS) broni natomiast środowego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. "Po pierwsze, organizacja wymiaru sprawiedliwości to jest kompetencja państwa członkowskiego UE; z kolei normy, które wywodzi TSUE z przepisów traktatowych są niezgodne z polską konstytucją" - powiedział poseł PAP.

Ast odniósł się też do zarzutów TSUE, że Izba Dyscyplinarna SN nie daje w pełni rękojmi niezawisłości i bezstronności. "Trzeba jasno sobie powiedzieć, że niezawisłość sędziowska jest oceniania nie w oparciu o to, w jaki sposób sędzia jest wyłaniany. To niejednokrotnie TSUE stwierdzał w stosunku do innych państw, gdzie procedury kwestionowano, chociażby w przypadku Malty. Tam sędziowie są powoływani przez prezydenta na wniosek premiera" - wskazał Ast.

"Niezawisłość sędziowską ocenia się w oparciu o to, w jaki sposób sędzia powołany następnie wykonuje swoją służbę, czy podlega naciskom czy nie. W oparciu o to jest oceniania jego niezawisłość" - stwierdził poseł PiS.

"Dziwię się, że w stosunku do Polski, mimo tego, że KRS spełnia zdecydowanie większe standardy, niż podobne organy w innych państwach unijnych, a opiera się na zupełnie podobnym sposobie wyłaniania jak chociażby w Hiszpanii, jest to kwestionowane przez TSUE" - dodał Ast.

Według niego konstytucja ma pierwszeństwo wobec przepisów prawa unijnego. "Można spodziewać się, że w sierpniu, kiedy TK będzie kontynuował rozprawę z wniosku premiera Mateusza Morawieckiego, który jakby obejmuje kwestie objęte rozstrzygnięciem czwartkowym TSUE, w podobny sposób do tego podejdzie - że te kompetencje dotyczące organizacji wymiaru sprawiedliwości, prowadzenia postępowań dyscyplinarnych Polska nie przekazała do UE i że w tej sytuacji TSUE nie ma prawa o tych kwestiach rozstrzygać i to rozstrzygnięcie pozostanie jakby bezskuteczne w świetle polskiej konstytucji" - powiedział poseł PiS.

3 sierpnia Trybunał Konstytucyjny ma kontynuować przerwaną we wtorek rozprawę dotyczącą wniosku premiera w sprawie zasady wyższości prawa unijnego nad krajowym zapisanej w Traktacie o Unii Europejskiej rozpoczętą w TK we wtorek.