Koalicja Obywatelska starła się w tej sprawie z Lewicą, zarzucając jej zbyt miękką postawę wobec rządu. Z kolei Lewica podnosiła, że za poparcie ustawy ratyfikacyjnej udało się jej uzyskać od PiS korekty w Krajowym Planie Odbudowy. Burzliwe dyskusje toczyły się wczoraj w Sejmie. Różnice zdań widać też było w klubie PiS.

Premier Mateusz Morawiecki mówił, że ratyfikacja to mocne „za” uczestnictwem Polski w UE. – Jesteśmy przeciwni polityce klimatycznej Unii. W tej sprawie widzimy zbyt wielkie ryzyka dla Polski, byśmy mogli zmienić zdanie – uzasadniali z kolei swój sprzeciw jeszcze przed głosowaniem politycy Solidarnej Polski.
Niespodzianek nie było. Rząd osiągnął cel i ustawa ratyfikacyjna została ostatecznie przyjęta przez rządowo-opozycyjną większość. Część opozycji, a zwłaszcza PO, liczy teraz na pomoc lokalnych włodarzy. Ci zgłosili sporo uwag do KPO, ale – jak dotąd – nie wydali żadnego formalnego stanowiska. – Zważywszy na uwagi, jakie zgłaszali samorządowcy, oraz ich liczbę, brak opinii należy uznać za sukces. Negatywna ocena mogłaby mieć wpływ na dalsze negocjacje w sprawie KPO z Komisją Europejską – przyznaje osoba z rządu.
Dziś ruszają prace nad tym, w jaki sposób zostaną wydane pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy.
Nominalnie najwięcej do powiedzenia w rozdzielaniu pieniędzy z KPO będzie mieć sektor rządowy. Przypadnie mu 37,5 proc. z niemal 36 mld euro, o które stara się nasz kraj, czyli ok. 13,5 mld euro. Niemal identyczne kwoty (ponad 11,2 mld euro) otrzymają dwa pozostałe sektory: prywatny i samorządowy (po 31,2 proc. udziałów).
Oznacza to, że w stosunku do projektu z 28 kwietnia w wersji przesłanej KE inaczej rozdzielono pieniądze między sektor rządowy i samorządowy. Z korzyścią dla władz lokalnych, bo ich pulę zwiększono z ok. 10,8 mld (29,9 proc. udziału) do wspomnianych 11,2 mld euro. To zapewne jest efektem spełnienia przez PiS jednego z postulatów Lewicy, mówiącego o min. 30 proc. środków dla władz lokalnych.
Z perspektywy opozycji ostatnie polityczne szańce w sprawie KPO to Senat i samorządowcy. W przyszłym tygodniu zaplanowane jest trzydniowe posiedzenie izby wyższej. Senatorowie PiS złożą dziś wniosek o włączenie ustawy ratyfikacyjnej do porządku obrad wraz z apelem o niezwłoczne procedowanie.
Jeszcze wczoraj otwartą kwestią było to, czy wejdzie na agendę na przyszłotygodniowym posiedzeniu. ‒ To możliwe, zwłaszcza że kolejne planowane posiedzenie wypadałoby po ustawowych 30 dniach, dlatego jeśli Senat chciałby mieć więcej czasu, musiałby zwołać dodatkowe posiedzenie ‒ mówi osoba z otoczenia marszałka Tomasza Grodzkiego.
‒ Nie wyobrażam sobie, by Senat celowo przedłużał prace, to mogłoby być źle odebrane przez opinię publiczną. Raczej spodziewam się propozycji poprawek, zwłaszcza w stylu tych, które przepadły w Sejmie – przewiduje.
Część opozycji, a zwłaszcza Platforma Obywatelska, liczy teraz na pomoc ze strony lokalnych włodarzy. Ci jak dotąd zgłosili sporo uwag do KPO, ale nie wydali żadnej formalnej opinii o dokumencie (a taką miała wydać rządowo-samorządowa komisja wspólna). – Zważywszy na uwagi, jakie zgłaszali samorządowcy, oraz ich liczbę, brak opinii należy uznać za sukces, bo to lepsze niż stanowisko negatywne, które mogłoby mieć wpływ na dalsze negocjacje KPO z Komisją ‒ przyznaje osoba z rządu.
Dialog z samorządowcami ma być kontynuowany. Dziś ruszają prace w ramach rządowo-samorządowego zespołu roboczego ds. KPO. Tyle że jeszcze wczoraj nie dla wszystkich było jasne, po co zespół ma się zbierać, skoro plan trafił już do Brukseli. Do tego doszły jednoznaczne deklaracje ze strony rządowych oficjeli. ‒ Debatę z samorządami zamknęliśmy, ostatnie spotkanie Komisji Wspólnej odbyło się 28 kwietnia. Przyjęliśmy bardzo dużo zgłoszonych uwag. Umówiliśmy się na pięć lat ciężkiej pracy, będziemy debatować, jak te środki uruchamiać i wdrażać ‒ powiedział wczoraj wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.
‒ Po deklaracji, że KPO poszło do KE, tak naprawdę idziemy się dowiedzieć, po co tam idziemy. Zakładam, że spotkanie będzie dotyczyć wdrożenia ‒ ocenia jeden z samorządowców. Chodzi o ustawę, która przesądzi, które instytucje i w jaki sposób będą zarządzać miliardami euro z Funduszu Odbudowy.
Wczoraj trwała wymiana zdań wewnątrz opozycji w sprawie strategii wobec ustawy ratyfikacyjnej. KO zarzucała politykom z Lewicy, że oddali PiS pole gry i zwracała się do swoich wyborców, dla których najważniejszy jest anty-PiS. W debacie przed głosowaniem Borys Budka wzywał Lewicę, by wróciła na „opozycyjną stronę”. Lewica odwoływała się z kolei do nastrojów proeuropejskich. Adrian Zandberg odciął się, mówiąc, że ten, kto nie umie podnieść ręki za ratyfikacją, głosuje za Europą słabą, bezsilną, bezbronną. Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, zapowiadając głosowanie za ratyfikacją, gorzko podsumował, że opozycja straciła szansę na przejęcie sprawczości. Podziały było widać także w obozie rządowym. W owacji, jaką po wystąpieniu premiera Morawieckiego zgotował mu PiS, nie brał udziału Zbigniew Ziobro. Solidarną Polskę w sprzeciwie poparło nieoczekiwanie kilku posłów PiS. W sumie 20 parlamentarzystów Zjednoczonej Prawicy nie podniosło ręki za funduszem. Pojawiły się też dwa nieoczekiwane głosy za ustawą. Z jednej strony Franciszek Sterczewski (KO) wyłamał się z taktycznego wstrzymania się ugrupowania. Z drugiej strony ustawę poparł Marcin Warchoł, kandydat ziobrystów na prezydenta Rzeszowa. – Na ten moment jest bezpartyjny, wystąpił z naszych szeregów – przekonują politycy Solidarnej Polski. ©℗