Boeingi 737, które przylecą w najbliższych tygodniach do Polski, ustawiają nas w klasie premium, jeśli chodzi o transport VIP. Te maszyny mają niemal wszystko, co konieczne do zarządzania państwem z powietrza. Mimo to nie znika najważniejszy problem: głupota i myślenie magiczne polskich polityków w kwestii korzystania z VIP-floty.

W 2016 r. na łamach DGP zdefiniowaliśmy tę chorobę jako tupolewizm. Po wczorajszej publikacji w Wp.pl, w której opisano tuszowanie kulisów podróży prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry do Warszawy latem 2020 r., należałoby dodać do tego określenia przymiotnik „złośliwy”. Mimo tragedii smoleńskiej czy incydentu londyńskiego, gdy do jednego samolotu próbowano zapakować dwa, w transporcie najważniejszych osób nadal działają atawizmy sprzed 10 kwietnia 2010 r.
Ujawniony zapis debaty na komunikatorze między urzędnikami państwowymi, politykami i menedżerami nie daje nadziei. Okazuje się, że nadal „wystawia się eksperta”, który uzasadni konieczność złamania przepisów w lotnictwie. Poza tym przecież „kontroler nie odszedł ze stanowiska pracy, zostawał na łączności i nasłuchu, pośrednio dał zgodę na lot”, a „sprawa wzięła się z tego, że przełożony tego kontrolera zrobił z tego aferę”. W tej sytuacji politycy, jak pisze jeden z bohaterów debaty, po pytaniach dziennikarzy powinni „iść na ostro” i udowadniać, że afera to „kolejna wrzutka Laska (byłego przewodniczącego Państwowej Komisji Badań Lotniczych, dziś posła Koalicji Obywatelskiej – red.), próba puszczenia szczura na ostatniej prostej kampanii”.
Gdy czyta się zapis tej rozmowy, jeszcze trudniej poważnie traktować wysiłki TVP i zespołu Antoniego Macierewicza w kwestii tezy o zamachu z 10 kwietnia 2010 r. Problemem Polski nigdy nie były samoloty, trotyl ani heksogen w nich ukryty. Tupolew 154, którym regularnie podróżowaliśmy, był leciwy, ale miał wszystkie atrybuty bezpiecznej maszyny. Plus, jak mówił jeden z jego pilotów, „nadmiar ciągu”, który dawał komfort, gdy siadało się za jego sterami. Ani nowe boeingi 737, ani gulfstreamy G550 nie będą bezpieczniejsze, jeśli ktoś będzie nimi próbował latać, łamiąc przepisy lub lądować na nieczynnych od lat lotniskach bez systemu ILS w gęstej mgle i z obsługą naziemną, która niekoniecznie działa w dobrej wierze. Technika nie zastąpi myślenia, a sensacyjne filmy o zamachu nie zlikwidują dysonansu poznawczego po nadciągającej niechybnie kolejnej katastrofie. ©℗