W Porozumieniu mamy klincz prawny i de facto dwuwładzę, sprawa może się rozbić o sądy powszechne - mówi PAP część polityków partii Jarosława Gowina. Wicerzecznik ugrupowania Jan Strzeżek zapewnia, że wszystkie wątpliwości zostaną ostatecznie rozstrzygnięte na wiosennym kongresie Porozumienia.

Konflikt w Porozumieniu rozpoczął się w październiku ub.r. - o czym niedawno informowały media, m.in. portale interia.pl i wp.pl - kiedy na wniosek szefa partii, wicepremiera Jarosława Gowina na posiedzeniu zarządu Porozumienia dokonano rozszerzenia zarządu i jego prezydium.

Zdaniem część polityków Porozumienia stało się to niezgodnie ze statutem, gdyż takich zmian może dokonywać tylko kongres. Sprawa trafiła do sądu koleżeńskiego, ale jego przewodniczący Sergiusz Kmiecik przez niemal trzy miesiące nie podjął tematu. Tydzień temu dwóch pozostałych członków tego sądu podjęło uchwałę o zmianie przewodniczącego, którym został Robert Wrzesiński, jednocześnie sąd podjął decyzję o unieważnieniu uchwał powiększających zarząd i prezydium zarządu partii.

Wrzesiński powiedział PAP, że w czwartek prezydium zarządu podjęło uchwały: o zawieszeniu go w prawach członka partii oraz o skierowaniu wniosku do sądu koleżeńskiego o wykluczenie go z Porozumienia. Jednak - jak relacjonował Wrzesiński - zdaniem wiceprezesa Arkadiusza Urbana te dwie uchwały były sprzeczne ze statutem w związku z tym skierował on wniosek do sądu koleżeńskiego.

Urban powiedział PAP, że w świetle statutu oczywistym jest, że prezydium w zakwestionowanym przez sąd składzie "nie mogło głosować z udziałem nieuprawnionych do głosowania gości". "Przyjmowane w niestatutowym trybie uchwały podlegają w naturalny sposób zaskarżeniu i tak też się stało i ta uchwała została w piątek rano unieważniona przez sąd koleżeński" - powiedział Urban.

Jednocześnie jednak, jak wynika z informacji Wrzesińskiego i Urbana, również w piątek zebrał się sąd koleżeński w innym składzie podjął decyzję o wykluczeniu Wrzesińskiego z partii. Według Urbana ten sąd koleżeński "wygląda na jakieś ciało pozastatutowe, a nawet pozapartyjne".

"W jego dwuosobowym składzie znalazła się bowiem osoba, która nie jest ani członkiem sądu, ani nawet członkiem naszej partii, bo została w grudniu 2019 r. wykluczona z Porozumienia na wniosek prezydium zarządu partii. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Dla mnie to coś nieprawdopodobnego" - stwierdził wiceszef Porozumienia. Dodał, że takie "dziwne ciało", które zdecydowało o wykluczeniu mec. Wrzesińskiego z Porozumienia zgodnie ze statutem nie ma żadnej mocy prawnej.

"Szkoda, że nie ma dialogu i porozumienia, o który apelowałem i ja i wielu innych członków zarządu wielokrotnie. Dla mnie to wygląda jakby część naszych kolegów chciała iść w kierunku tworzenia alternatywnej partii wewnątrz partii, poza jej statutem poprzez tworzenie zdublowanych struktur partyjnych. To bardzo niedobre rozwiązanie" - powiedział Urban. "Zaczyna to przypominać dwuwładzę w partii" - ocenił.

Inni politycy Porozumienia, z którymi rozmawiała PAP podkreślają, że w partii jest "klincz prawny". "Jesteśmy jako partia w pacie. Mamy de facto dwuwładzę. Jeszcze w czwartek próbowano rozmawiać o tym jak rozwiązać ten problem i pójść do przodu. Niestety ta strona związana bezpośrednio z Jarosławem Gowinem nie chciała w ogóle rozmawiać i szła na rympał" - stwierdził jeden z polityków Porozumienia.

Inny dodał, że jeśli ten spór nie zostanie rozstrzygnięty wewnątrz partii, to "prędzej czy później sprawa będzie rozstrzygana przez sądy powszechne".

Ocenił przy tym, że jeśli chodzi o sprawy formalne, to jest to "wierzchołek góry lodowej". "Czego się nie dotknąć w naszej partii od strony formalno-prawnej zaczynają się kłopoty" - powiedział rozmówca PAP. Jako przykład wskazał odrzucone przez PKW sprawozdanie finansowe Porozumienia za 2018 r. "Gdybyśmy mieli dostawać subwencję, a to przewiduje umowa koalicyjna, że nastąpi podział subwencji, to jako partia nie moglibyśmy tej subwencji otrzymywać" - zauważył jeden z ważniejszych polityków Porozumienia.

Inny z polityków Porozumienia ocenił, że obecna sytuacja a partii "od strony formalno-prawnej to przypomina węzeł gordyjski". "Stronnicy premiera Gowina dążą do rozłamu, a co najmniej do dwuwładzy, bo kwestionowanie decyzji sądu tak się musi skończyć - dwoma zarządami, dwoma prezydiami, nawet dwoma kongresami jeśli odbędą się w tym roku, a w konsekwencji rozłamem. Naprawdę nie rozumiem tego postępowania. Mam nadzieję, że to szaleństwo zostanie powstrzymane" - dodał.

Wicerzecznik Porozumienia Jan Strzeżek odnosząc się do obecnej sytuacji powiedział PAP, że "wszystkie wątpliwości zostaną ostatecznie rozstrzygnięte podczas wiosennego kongresu Porozumienia".

Strzeżek stwierdził przy tym, że statut Porozumienia umożliwia poszerzenie zarządu i jego prezydium. "Wielokrotnie miały miejsce takie głosowania – chociażby, gdy do Porozumienia przystępowali parlamentarzyści" - zaznaczył. Oświadczył też, że "na czele sądu koleżeńskiego stoi pan Sergiusz Kmiecik wybrany przez kongres Porozumienia" oraz że podczas czwartkowego posiedzenia prezydium partii został złożony wniosek o skierowaniu sprawy dotyczącej Wrzesińskiego do sądu koleżeńskiego, który - jak zapewniał - praktycznie jednogłośnie uzyskał aprobatę prezydium Porozumienia.

Konflikt w Porozumieniu rozpoczął się po tym, gdy - jak mówią anonimowo politycy ugrupowania - lider ugrupowania przegrał tajne głosowanie w sprawie obsady - wynikającej z rekonstrukcji rządu - funkcji ministra konstytucyjnego w KPRM. Głosowanie wówczas przegrał popierany przez Gowina, Stanisław Bukowiec, a do KPRM trafił Michał Cieślak.

"W reakcji na to Jarosław Gowin zaproponował na zarządzie w trybie pozastatutowym rozszerzenie składu zarządu oraz prezydium" - powiedział zachowujący anonimowość działacz partii.

Jak przekonywali rozmówcy PAP statut nie umożliwia rozszerzania składu tych ciał, gdyż wyboru może dokonać tylko kongres. Ponadto zarzucali, że głosowanie nie było uwzględnione w porządku obrad, przeprowadzono je w trybie jawnym, a powinno być niejawne. Wskazywali też, że nie zadbano o wzięcie od kandydatów zgód na kandydowanie, a część z nich nie wiedziała nawet, że w ogóle będzie kandydować.

"Statut daje zarządowi możliwość uzupełniania składu tych ciał, gdy ktoś umrze lub odejdzie z partii. Tymczasem na październikowym zarządzie te ciała zostały - mówiąc brzydko - napompowane. One zostały rozszerzone, a nie uzupełnione i to o kilkanaście osób. W związku z tym orzeczenie sądu koleżeńskiego mogło być tylko takie, innego być nie mogło" - podkreślił w rozmowie z PAP jeden z działaczy Porozumienia.