Przeciążył je boom migracyjny. Efekt: wielomiesięczne oczekiwania na karty pobytu, kolejki, a nawet bójki w urzędach.
Margarita przyjechała do Polski z Rosji pod koniec ubiegłego roku. Na początku pracowała na podstawie oświadczenia o zamiarze powierzenia pracy obcokrajowcowi. To prosta procedura, dostępna dla pracowników z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Armenii i Gruzji. Takie pozwolenie jest ważne pół roku. – 11 kwietnia, kiedy zaczął się zbliżać termin wygaśnięcia tego dokumentu, złożyliśmy wniosek o pobyt czasowy i pracę. Proszę sobie wyobrazić, że do tej pory, czyli przez osiem miesięcy, nie uzyskaliśmy dokumentu – rozkłada ręce Marcin Zarzecki, założyciel firmy Quotiss tworzącej oprogramowanie dla branży logistycznej, w której pracuje Rosjanka.
– Urząd wojewódzki ileś razy wzywał nas do uzupełnienia dokumentów. Ciągle się okazywało, że choć nie są to poważne braki, nie można dać nam o nich znać e-mailem czy telefonicznie. Zamiast tego wysyłają nam monity pocztą, jeszcze bardziej przedłużając procedurę. Byliśmy w urzędzie już siedem czy osiem razy. I nic. Bo albo z samego rana kończyły się numerki, albo biurokratyczne procedury nie pozwalały popchnąć sprawy do przodu. I wciąż nie wiemy, kiedy uda się dokończyć sprawę – opowiada przedsiębiorca.
Ta historia nie jest odosobniona. Takiego tłoku, jak obecnie, jeszcze nigdy w urzędach wojewódzkich, przez które przechodzi ogromna część wniosków o pobyt oraz o zgodę na pracę (cudzoziemcy mogą je składać w powiatowych urzędach pracy czy konsulatach tylko wtedy, gdy praca lub pobyt mają trwać krócej niż sześć miesięcy), nie było. Rok jeszcze się nie skończył, a już zaowocował w zależności od województwa ogromnymi wzrostami liczby wniosków od cudzoziemców w porównaniu z całym 2015 r.
– Od 2013 r. nastąpił 300-proc. wzrost liczby wydawanych zezwoleń na pracę dla cudzoziemców. W pozostałych sprawach ich dotyczących wzrosty wyniosły ponad 200 proc. – przyznaje Martyna Kolemba, rzeczniczka wojewody opolskiego. – W latach 2014–2015 wydział spraw obywatelskich i cudzoziemców odwiedzało ok. 10 tys. osób miesięcznie. W 2016 r. liczba ta uległa zwiększeniu i obecnie w skali miesiąca wynosi blisko 20 tys. osób – dodaje Agnieszka Muchla, rzeczniczka wojewody zachodniopomorskiego. Krzysztof Marcinkiewicz z urzędu w Małopolsce mówi o „lawinowym wzroście liczby wpływających wniosków dotyczących legalizacji pobytu i pracy”.
I tak jest w całym kraju. Najwięcej wniosków przechodzi przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki. W tym roku na 114 tys. próśb o zgodę na pracę dla obcokrajowca przez Warszawę przeszło ponad 44 tys. Ale największe wzrosty odnotowano na Dolnym Śląsku, Pomorzu, w Małopolsce i Wielkopolsce. Migracyjny boom widać też w mniejszych ośrodkach. Przykładowo w Lubuskiem w ubiegłym roku wnioski o zgodę na pobyt złożyły 2453 osoby, a w tym według najnowszych danych do 6 grudnia było ich już 4233. Efekt? Kolejki i przeciągający się czas obsługiwania cudzoziemców. – Bywa ciężko. Bójki, ludzie stający od bladego świtu. I wiem, że to problem nie tylko tego urzędu, choć u nas jest już lepiej, bo wprowadziliśmy system internetowej rejestracji na wizyty – opowiada pracownik jednego z urzędów. Urzędnicy, z którymi rozmawialiśmy, zapewniają, że starają się poprawić tę sytuację. W pierwszej kolejności zwiększane jest zatrudnienie. Trzydzieści etatów przybyło w urzędzie w Wielkopolsce.
– Uruchomiono też stanowiska do obsługi spraw cudzoziemców w delegaturach urzędu w Kaliszu, Koninie, Lesznie i Pile, aby zmniejszyć kolejki oczekujących na złożenie wniosku w Poznaniu – zapewnia nas Tomasz Stube z urzędu w Poznaniu. Podobnie w Pomorskiem, gdzie cudzoziemców od kilku tygodni obsługuje także delegatura urzędu wojewódzkiego w Słupsku. Powszechnie wprowadzane są też internetowe rejestracje czy specjalne infokioski. Wydział prasowy Mazowsza, które takie zmiany wprowadziło rok temu, przekonuje, że to działa. „Każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie, a wydanie decyzji jest uzależnione od zebrania niezbędnych dokumentów. Pobyty stałe to rodzaj decyzji, które wydawane są terminowo, do trzech miesięcy” – pisze zespół prasowy warszawskiego urzędu. Ale jak pokazuje historia Margarity z Rosji, to założenie nie zawsze się sprawdza.