Coraz częściej można było usłyszeć tezę, że oto „niegdysiejsza ofiara stała się katem” i że w związku z tym nie należy jej współczuć, pamiętając Zagładę. Czy te radykalne oskarżenia mają rację bytu? Przypomnijmy kilka faktów i znaczących cytatów. Parę dni przed agresją Hamasu na Izrael z 7 października 2023 r., zwaną „czarną sobotą”, duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei stwierdził: „Boska obietnica wyeliminowania bytu syjonistycznego zostanie spełniona i zobaczymy dzień, w którym Palestyna powstanie od rzeki do morza”.
Z kolei w 2014 r. zastępca dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, Hossein Salami mówił: „Wkrótce nie będzie czegoś takiego jak reżim syjonistyczny na planecie Ziemia”. Z kolei w 2019 r. ten sam człowiek mówił: „Ten złowrogi reżim musi zostać wymazany z mapy i nie jest to już marzenie, ale osiągalny cel”.
Zabójcze zagrożenie dla Żydów
Teheran (w zasadzie od momentu przejęcia władzy przez ajatollahów, czyli od 1979 r.) otwarcie dąży do zniszczenia Izraela. „Wstrząsy frontu oporu przeciwko reżimowi syjonistycznemu będą trwały, dopóki ten nowotworowy guz nie zostanie wymazany z mapy świata” – to wypowiedź innego ważnego przedstawiciela Korpusu Strażników Rewolucji, gen. Aliego Fadaviego. Dodajmy tylko, że na propalestyńskich i proirańskich demonstracjach w USA i w Europie Zachodniej co i rusz można usłyszeć ludobójcze hasła, na czele ze słynnym: „from the river to the sea”. Jeśli nie jest to wezwanie do zniszczenia Izraela, to co nim jest?
Zastanawiające, a zarazem bardzo przykre jest to, że naprawdę trzeba komukolwiek wyjaśniać prosty fakt, iż posiadanie broni jądrowej w rękach Teheranu to zabójcze zagrożenie dla Żydów. Przecież nie powinno to być żadnym zaskoczeniem, że dla każdego premiera Izraela sytuacja, w której irańska teokracja swobodnie realizuje swój program nuklearny, to rzecz absolutnie niedopuszczalna. Proponuję zarazem prosty zabieg intelektualny. Zastąpmy Iran wyrazem nazistowskie Niemcy, a także podmieńmy dyktatora, z Alego Chameneiego na Adolfa Hitlera.
Wojna prewencyjna to lekcja z historii
Izrael przekonuje, że swym ruchem wyprzedzającym, czyli „wojną prewencyjną”, chce nie dopuścić do wojny grożącej wymazaniem państwa żydowskiego z mapy świata.
Tak się złożyło, że akurat pojęcie wojny prewencyjnej w polskiej historii jest dość znane. Pojawiło się ono dwukrotnie za sprawą Józefa Piłsudskiego. Pierwszy raz chodziło o tzw. „wyprawę kijowską” podczas wojny z bolszewikami z kwietnia 1920 r. Piłsudski antycypował, że po pokonaniu „Białych” i Ukraińskiej Republiki Ludowej, bolszewicy skoncentrują wszystkie swe siły na froncie z Polską. Ofensywa Wojska Polskiego i Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej Semena Petlury przeciwko Armii Czerwonej miała za zadanie przeciwdziałać temu. Co bardzo ciekawe, ówczesna reakcja opinii publicznej Zachodu była wobec tego ruchu Piłsudskiego niemalże identyczna jak dziś wobec Izraela. Uznano, że Polska jest agresorem i prowadzi niedopuszczalną politykę imperialistyczną. Była o tym przekonana nie tylko zachodnia lewica (zarówno komuniści, jak i socjaldemokraci), ale całkiem spory odłam elit dość odległych od lewicy. Triumfowało wtedy podczas manifestacji w Paryżu bądź Londynie hasło „Ręce precz od Rosji Radzieckiej”. Czy coś nam to nie przypomina?
Drugi raz wojna prewencyjna w polskiej historii pojawiła się w latach 1933–1934. Chodzi o nieformalną ofertę Piłsudskiego wobec Francji. Propozycja Marszałka zakładała „wojnę wyprzedzającą”, w której Francuzi wraz z Wojskiem Polskim zaatakowaliby Niemcy w 1934 r. Było to bardzo świeżo po zaskakującej wygranej NSDP Adolfa Hitlera w wyborach parlamentarnych. Nie trzeba być wielkim admiratorem historii alternatywnej, by stwierdzić, że gdyby elity francuskie zgodziły się na to, najprawdopodobniej nie byłoby II wojny światowej i milionowych ofiar, które kosztował ten konflikt.
Śmiertelny wróg Izraela
„Historia jest nauczycielką życia”, jak głosi znany aforyzm Cycerona. Izrael świetnie tę maksymę rozumie i nie chce powtarzać błędów z przeszłości. Decyzja Jerozolimy o wojnie była oczywista i wynikała z instynktu samozachowawczego. Gdyby 13 czerwca 2025 r. Netanjahu nie zaatakował, być może doczekałby się za jakiś czas groźniejszego konfliktu z Iranem i to w o wiele gorszej sytuacji geopolitycznej.
Tymczasem obecna pozycja Izraela wobec dyktatury ajatollahów jest o niebo lepsza. Iran stracił istotne obiekty nuklearne, dowódców wojskowych, także czołowych naukowców odpowiedzialnych za program nuklearny. Śmiertelny wróg Izraela został pozbawiony w dużej mierze zdolności produkcyjnej i nie posiada już zbyt dużo pocisków konwencjonalnych; również samo istnienie irańskiej teokracji chwieje się. Z pewnością każda zmiana w tym względzie będzie zadobra i to nie tylko dla Żydów, lecz dla całego świata, w tym Polski. Pamiętajmy, że osłabienie Iranu to równocześnie osłabienie sojuszu reżimu ajatollahów z Rosją. Atak Izraela był więc też bardzo pożądanym ruchem dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej i dla walczącej Ukrainy. ©℗