Intensywny pięciodniowy program medycyny pola walki prowadzony będzie w Wojskowym Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi. Każdy przyszły chirurg ogólny odbędzie go w ramach szkolenia specjalizacyjnego, a jego zaliczenie będzie warunkiem koniecznym, by przystąpić do Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego (PES), na podstawie którego można uzyskać specjalizację.
– Przyszli specjaliści będą uczyć się udzielania pomocy na linii frontu przy pomocy symulatorów pola walki w różnych warunkach pogodowych, takich jak śnieg, ciemność czy zacinający deszcz. Nauczą się, jak zabezpieczyć rany na polu walki, jednocześnie dbając o własne bezpieczeństwo. Będzie to szkolenie z pierwszego stopnia zabezpieczenia medycznego – tłumaczy prof. Jerzy Sieńko, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej, który zdecydował o wprowadzeniu medycyny pola walki do szkolenia specjalizacyjnego.
Wojna wymaga od chirurgów więcej
– Nie wyobrażam sobie, by w obecnej sytuacji geopolitycznej, gdy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, polscy chirurdzy nie znali podstaw medycyny pola walki. Bardzo ważne jest, by nauczyli się działać w systemie pozaszpitalnym, w którym nie dysponują takim samym zapleczem, jak na co dzień, znali rodzaje opatrunków wojskowych, wiedzieli na przykład, że opatrunek hemostatyczny, który wciska się w ranę, może mieć długość 1,5 m, i potrafili go wyciągnąć – tłumaczy prof. Jerzy Sieńko.
Jak w i tak długim, sześcioletnim szkoleniu chirurgów ogólnych znalazł miejsce na szkolenie z medycyny pola walki? – Program specjalizacji z chirurgii był przestarzały i zawierał wiele niepotrzebnych elementów. Przed rokiem 2000 obowiązywała tzw. szkoła austriacko-niemiecka, według której chirurg ogólny zajmuje się także urazami kończyn i potrafi je zoperować, a ortopeda zajmuje się zwyrodnieniami stawów – bioder czy kolan. Choć od ponad ćwierć wieku chirurdzy ogólni nie wykonują już rutynowo zabiegów ortopedycznych, staż cząstkowy z ortopedii trwa aż sześć tygodni. To za długo. Można też skrócić kursy z prawa medycznego czy zakażeń HIV, które są także na studiach i na stażu podyplomowym – tłumaczy prof. Sieńko.
Każdy pocisk rani inaczej
Zdaniem lekarzy model z medycyny pola walki jest w szkoleniu specjalizacyjnym bardzo potrzebny. – W dobie zagrożenia konfliktem zbrojnym każdy chirurg powinien mieć choć blade pojęcie o tym, z czym można spotkać się w obszarze działań wojennych, wiedzieć, jakich obrażeń może się spodziewać – mówi Anna Błażejczyk, chirurg ogólny, absolwentka wydziału wojskowo-lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. I wyjaśnia, że choć większość specjalistów jej dziedziny potrafi wykonać amputację, które przeprowadza się także w szpitalach powiatowych, to często nie zdają sobie sprawy ze specyfiki np. ran postrzałowych, zależnych od rodzaju broni i pocisku. – Takie pociski w różny sposób oddają energię, w zależności od tego, czy rozpadają się, czy odkształcają przy zderzeniu z obiektem. Są różne rodzaje pocisków – takie, które mają zabić, i takie, które mają wyeliminować żołnierza i dać dużo pracy lekarzom. Trzeba wiedzieć, że w miejscu rany tworzy się jama tymczasowa, a następnie rozległa martwica okolicznych tkanek i wiedzieć, jakie mogą wystąpić powikłania – tłumaczy Anna Błażejczyk.
Ale równie ważna – jak dodaje – jest znajomość procedur i świadomość, że szpital polowy jest inaczej zorganizowany.
Medycyna pola walki również dla chętnych
Medycynę pola walki poznają nie tylko przyszli chirurdzy. W woj. zachodniopomorskim ruszył pilotażowy kurs medycyny pola walki II stopnia dla specjalistów chirurgii ogólnej, ortopedii i anestezjologii oraz pielęgniarek operacyjnych i anestezjologicznych. – Przy 12 Brygadzie Zmechanizowanej w Szczecinie dowodzonej przez gen. dr. Dariusza Czekaja powstał zespół 40 profesjonalistów medycznych, kardiochirurgów, chirurgów klatki piersiowej, chirurgów ogólnych, anestezjologów i pielęgniarek z zachodniopomorskich szpitali, którzy odbyli już pierwsze szkolenie w styczniu, a w październiku spotkają się na ćwiczeniach w szpitalu polowym na poligonie w Drawsku Pomorskim. Zgłosili się zarówno młodzi lekarze, jak i profesorowie medycyny, patrioci, którym nieobojętny jest los ojczyzny. Zostali zrekrutowani przez komendanta Wojskowego Centrum Rekrutacji płk. Macieja Zapolskiego. Zadbaliśmy, by były to osoby pracujące na oddziałach, w których w razie powołania do wojska będzie miał ich kto zastąpić – tłumaczy prof. Sieńko i dodaje, że za nieobecność w pracy podczas ćwiczeń na poligonie wojsko wypłaci im ekwiwalent wynagrodzenia ze szpitala.
– Po zakończeniu programu pilotażowego chcielibyśmy rozszerzyć program na cały kraj. Wierzymy, że wielu specjalistów zdecyduje się na wzięcie udziału w szkoleniu. Dodatkową zachętą ma być fakt, że po jego ukończeniu uzyskają najniższy wojskowy stopień oficerski – podporucznika – mówi prof. Sieńko.
Zainteresowanie takim rozwiązaniem już dziś jest ogromne wśród lekarzy różnych specjalności. Filip Płużański, łódzki ortopeda i członek Zespołu Pomocy Humanitarno-Medycznej przy KPRM, podkreśla, że studia, które wprawdzie odbył w Łodzi, ale na wydziale cywilnym, i szkolenie specjalizacyjne w ogóle nie przygotowały go do działań na polu walki. ©℗