Tym, co zbliża Berlin do Grupy Wyszehradzkiej, jest niechęć do ściślejszej integracji strefy euro, która nastąpiłaby kosztem izolacji pozostałych krajów członkowskich, głównie Europy Środkowej - mówi PAP prof. Instytutu Europeistyki UW Tomasz Grzegorz Grosse.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel w piątek w Warszawie będzie rozmawiać z szefami rządów państw Grupy Wyszehradzkiej: Polski, Czech, Słowacji i Węgier. Odbędzie też dwustronne spotkanie z premier Beatą Szydło. Rozmowy stanowić będą przygotowanie do nieformalnego spotkania przywódców 27 państw członkowskich Unii Europejskiej 16 września w Bratysławie na temat przyszłości Wspólnoty; spotkanie to odbędzie się bez udziału Wielkiej Brytanii.

Jak podkreśla prof. Grosse, Niemcy, chcąc utrzymać znaczącą pozycję w UE, starają się "oddychać dwoma płucami", czyli w zachodniej i wschodniej części UE, co w praktyce oznacza dążenie do nadawania tonu procesom integracyjnym w strefie euro i jednoczesne oddziaływanie na procesy integracyjne w pozostałej części UE. Dlatego w ocenie eksperta Berlin będzie starać się utrzymać dobre relacje zarówno z Francją i Włochami, które opowiadają się za pogłębianiem integracji, jak i Grupą Wyszehradzką, która chce wzmocnienia roli państw narodowych.

Grosse zwracając uwagę na elementy, które zbliżają Niemcy do Grupy Wyszehradzkiej, podkreślił, że "Berlin nie chce, by strefa euro zanadto się zintegrowała, kosztem izolacji pozostałych krajów członkowskich, głównie Europy Środkowej, którą Niemcy chcą zatrzymać w UE". "Europa dwóch prędkości, krytykowana przez kraje Grupy Wyszehradzkiej, nie jest więc również na rękę Niemcom" - mówił profesor.

Według niego Niemcy, podobnie jak V4, opowiadają się za Unią zarządzaną na zasadzie współpracy międzyrządowej. Taka forma współpracy jest na rękę dużym krajom takim jak Niemcy, bo pozwala im zachować dominującą pozycję, jednak kosztem mniejszych i średnich. Kanclerz Merkel opowiada się za międzyrządową tzw. metodą unijną i jest generalnie niechętna dalszemu wzmacnianiu instytucji europejskich, zwłaszcza w samej tylko strefie euro.

Zdaniem eksperta nie można liczyć na poparcie Berlina w kwestii zmiany traktatów. Jak mówił, Niemcy będą chciały uniknąć podejmowania zmian traktatów, bo to w ich ocenie jest bardzo ryzykowne dla dalszej integracji i może grozić odrzuceniem traktatów w referendach.

"Sposobem Niemców na pogłębienie integracji jest umiejętne prowadzenie polityk sektorowych, m.in. w polityce migracyjnej, obronnej, energetycznej i klimatycznej. Berlin, mając największy wpływ decyzyjny, kształtuje poszczególne polityki tak, by odpowiadało to interesom Niemców, co dzieje się niejednokrotnie kosztem rozwoju gospodarczego państw o słabszej pozycji politycznej" - powiedział.

Według specjalisty efekty takiej taktyki widać w strefie euro, która przynosi Niemcom nadwyżkę eksportową i przewagę konkurencyjną wobec pozostałych gospodarek tej strefy. "Jednocześnie polityka rozwiązywania kryzysu starała się utrzymać dotychczasową przewagę niemieckich przedsiębiorstw przy przerzucaniu kosztów dostosowań makroekonomicznych na najsłabsze państwa Eurolandu. Było to bardzo niekorzystne zwłaszcza dla społeczeństw państw uznawanych za peryferyjne, m.in. społeczeństwa greckiego, portugalskiego, hiszpańskiego, a nawet włoskiego, doprowadziło bowiem do zahamowania wzrostu gospodarczego i lawinowego wzrostu bezrobocia. Proces dostosowań gospodarczych na Południu strefy euro przebiega bardzo wolno, co nie wróży najlepiej odbudowie gospodarczej w tej części unii walutowej" - zaznaczył.

"Jeżeli Europa Środkowa nie chce pogłębiania integracji w wymiarze ustrojowym i zależy jej na zachowaniu jako wiodącej metody międzyrządowej, to w dalszych dyskusjach powinna rozważyć pomysł prezydenta Lecha Kaczyńskiego dotyczącego reformy sposobu głosowania w Radzie Europejskiej" - zaznaczył Grosse. Według niego sposób głosowania powinien m.in. gwarantować państwom spoza strefy euro, że ta nie będzie im narzucać swoich decyzji. Główne państwa Europy Zachodniej nie mogą narzucać Europie Środkowej polityk, które są asymetrycznie korzystne dla Zachodu. Jak dodał, obecnie przewaga państw strefy euro podczas głosowań jest "ewidentna". Warte rozważenia w jego ocenie może być też wyłączenie się z niektórych obszarów polityk europejskich, na które Europa Środkowa ma coraz mniejszy lub znikomy wpływ, a tym samym nie może ich kształtować zgodnie z własnymi interesami rozwojowymi. Dotyczy to przede wszystkim polityki migracyjnej i uchodźczej, ale również polityki energetyczno-klimatycznej.

Dlatego według eksperta Grupa Wyszehradzka w rozmowach z Berlinem powinna przedstawiać klarowne i wspólne stanowisko w politykach sektorowych. Jako przykład wskazał politykę spójności, której przyszłość - jak mówił Grosse - jest szalenie niepewna w kolejnej perspektywie budżetowej. "Pojawiają się na Zachodzie głosy, by przekierować ją na strefę euro i ograniczyć budżet dla Europy Środkowej lub zwiększyć warunkowość: otrzymanie pieniędzy w zamian za zgodę na na przykład politykę migracyjną" - mówił. Ponadto rozmowy na temat zmian ustrojowych i zwiększenia roli zarządzania międzyrządowego powinny jednocześnie uwzględniać reformę sposobu głosowania w instytucjach międzyrządowych.

Grosse podsumowując podkreślał, że rozmowy Grupy Wyszehradzkiej w ramach Unii nie powinny być tylko "na pokaz", lecz powinny być poprzedzone gruntowną analizą i muszą prowadzić do wypracowania konkretnych propozycji. (PAP)