Dr hab. Tomasz Pietrzykowski z Uniwersytetu Śląskiego spodziewał się uznania za niekonstytucyjne przepisów ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, choć sądził, że TK zakwestionuje ustawę w całości, ze wzgędów proceduralnych. W opinii prawnika ustawa godzi w niezależność Trybunału.

TK w 12-osobowym składzie uznał w czwartek za niekonstytucyjne m.in.: zasadę badania wniosków w kolejności wpływu, możliwość blokowania wyroku pełnego składu przez czterech sędziów nawet przez pół roku, zobowiązanie prezesa TK, by dopuścił do orzekania trzech sędziów wybranych przez obecny Sejm, wyłączenie wyroku TK z 9 marca z obowiązku urzędowej publikacji, zapis, że prezes TK "kieruje wniosek" o ogłoszenie wyroku do premiera.

Pytany o czwartkowe orzeczenie Pietrzykowski wskazał, że Trybunał podtrzymał swe wcześniejsze stanowisko. Natomiast partia rządząca, parlament i rząd także działają konsekwentnie i nie zanosi się na szybkie zakończenie sporu – uważa profesor UŚ.

„Ważniejszą zapowiedzią jest to, że będzie jeszcze nowa ustawa (o TK), jakoś tam odwołująca się do tego, co wypracował zespół ekspertów marszałka Sejmu. W tym kontekście można postawić pytanie, po co była ta ustawa, którą dzisiaj badał Trybunał, skoro przed jej wejściem w życie ustawodawcy zapowiadają pisanie nowej” - wskazał prawnik i ocenił, że nowa ustawa nie rokuje jakiejkolwiek nowej jakości.

Jak mówił, czwartkowe orzeczenie TK jest generalnie zgodne z jego oczekiwaniami, choć spodziewał się uznania ustawy za niekonstytucyjną w całości ze względów proceduralnych; chodzi o tryb jej uchwalenia. Wtedy nie byłoby potrzeby rozstrzygania zgodności bądź niezgodności z konstytucją konkretnych przepisów. „O ile rozumiem ustne motywy, to Trybunał uznał, że ten zarzut wykraczałby poza to, co mógłby zrobić na posiedzeniu niejawnym” - wskazał prawnik.

Pietrzykowski podziela opinie, według których oceniana przez TK ustawa narusza niezależność Trybunału. „Jej główny zamysł do tego prowadził. Niekonstytucyjność stwierdzona w dzisiejszym orzeczeniu wiąże się przede wszystkim z przepisami, które miały zapewnić coś w rodzaju kontroli nad orzecznictwem Trybunału – nie nad treścią tego orzecznictwa, ale raczej nad tym, kiedy i w jakiej sprawie TK jest w stanie orzekać” - powiedział.

W tym kontekście wymienił m.in. obowiązek orzekania co do zasady w kolejności zgłaszanych wniosków i zakaz orzekania bez obecności prokuratora generalnego, jeżeli jego obecność jest obowiązkowa. „W gruncie rzeczy prokurator generalny, czyli członek rządu mógłby powodować bez trudu, że Trybunał nie mógłby rozpatrzeć sprawy, bo by się nie stawiał” - powiedział.

„To były rozwiązania, których sens był taki, żeby władza polityczna miała instrumenty decydujące o tym, czy pozwoli na to, żeby TK zbadał konstytucyjność danej sprawy w określonym czasie, czy nie. W tym znaczeniu było to naruszenie zasady podziału władzy i roztoczenie politycznej kontroli nad decyzjami Trybunału” - uważa.

„Nie ulega żadnej wątpliwości, że to jest nie do pogodzenia z równowagą władz. Cały sens niezawisłości i rozdzielenia władzy sądowniczej od pozostałych jest właśnie w tym, żeby władza sądownicza mogła niezależnie od woli władz politycznych badać zgodność z prawem działania władzy ustawodawczej, czy wykonawczej” - dodał ekspert.

Pietrzykowski uważa, że na skutek sporu wokół TK już w tej chwili można mówić o dualizmie prawniczym, choć na razie jego skala jest na tyle niewielka, że nie jest odczuwalna na co dzień. Przewiduje, że prędzej czy później TK „straci znaczenie takiego realnego organu kontrolującego konstytucyjność tego, co robi władza ustawodawcza”.

„W wyniku tych systematycznych działań prędzej czy później dojdzie do tego, że TK zacznie działać wedle tych reguł, które próbuje mu się narzucić (...) Jeżeli większości sejmowej uda się doprowadzić do nałożenia TK tego kagańca, to tak naprawdę problem się +rozwiąże+ - nie będziemy mieli organu, który realnie patrzy na ręce władzy” - podsumował prawnik.(PAP)