Prawomocna jest już kara dożywotniego więzienia dla Jerzego B., zwanego "zabójcą z ogłoszenia", za zamordowanie dwóch osób, które sprzedawały mieszkania w stolicy. W czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał taki wyrok sądu pierwszej instancji.

"Wyrok został utrzymany w mocy, Jerzemu B. wymierzono karę dożywocia" - powiedział PAP rzecznik prasowy do spraw karnych warszawskiego sądu apelacyjnego sędzia Jerzy Leder.

Do dwóch zabójstw, o które prokuratura oskarżyła Jerzego B., doszło w 2013 r. 22 lutego w swojej wystawionej na sprzedaż willi zamordowany został emerytowany lekarz Jerzy O. Zginął od ośmiu ciosów nożem, wcześniej był też obezwładniony gazem pieprzowym. Jak ustalono w śledztwie, Jerzy B. podawał się za Amerykanina zainteresowanego kupnem domu.

Pół roku później, pod koniec sierpnia 2013 r. Jerzy B. umówił się z Elżbietą S. oferującą do wynajęcia dom w południowej dzielnicy Warszawy. Kobieta została obezwładniona, była duszona i również zginęła od ciosów nożem w szyję i klatkę piersiową.

Poszukiwanie zabójcy zajęło wiele miesięcy; policjanci, którzy łączyli obie zbrodnie, wystawiali nawet fikcyjne ogłoszenia o sprzedaży, chcąc zwabić mordercę. Został zatrzymany po intensywnych działaniach śledczych w 2014 r.

B. nie przyznawał się do zbrodni. Podkreślał, że z ofiarami nic go nie łączyło. Przed zatrzymaniem był bezrobotny, ale wcześniej z powodzeniem prowadził działalność gospodarczą, jednak stracił pieniądze. Nigdy nie notowano go za żadne przestępstwa czy podejrzane kontakty.

Na początku grudnia zeszłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie po trwającym półtora miesiąca procesie wymierzył B. karę łączną za oba zabójstwa - dożywotniego pozbawienia wolności. "Sąd nie stwierdził w tej sprawie żadnych okoliczności łagodzących - i kara jest dostosowana do tego stwierdzenia. Rozmiary zła są nieodwracalne. Ta sprawa jest przykładem, jaką tajemnicą jest ludzka psychika i jak niegodnie, niemoralnie, człowiek jest w stanie się zachować" - podkreślał wtedy w uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Dobosz.

Jak dodawał, "kara jest adekwatna do zbrodni tym bardziej, że było prawdopodobieństwo, że oskarżony zabije kolejną ofiarę". Odpowiadając na pytanie o motyw zbrodni, sąd uznał, że Jerzy B. ma dwie twarze. "Z jednej strony to osoba pomocna, uczynna dla bliskich. Ale wielu świadków zeznało, że jest zwykłym oszustem, który manipuluje ludźmi dla osobistej korzyści" - wskazywał sędzia.

Sąd okręgowy chwalił też pracę śledczych i prokuratury - za wzorcowo zebrane dowody oraz "szerokie horyzonty intelektualne", które skłoniły prowadzących śledztwo do przekazania sprawy ekspertom od genetyki z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. "Badano płytki paznokciowe zabitej kobiety. W badaniach PUM ujawniono pełny profil genetyczny Jerzego B. Wcześniej Zakład Medycyny Sądowej badał ślady krwi na paznokciach. A PUM zbadał to, co było pod śladami krwi, to był inny materiał" - mówił sędzia Dobosz.

Drugą grupą dowodów przemawiającą za winą oskarżonego była według sądu analiza połączeń telefonicznych. B. został namierzony przez SMS-y wysłane do trojga swych bliskich z tego samego aparatu, z którego dzwoniono do ofiar - mimo że wówczas były w nim inne karty SIM.

Obrona wskazywała m.in., że B. nie miał motywu dokonania tych zbrodni, zaś podczas badań biegłych mogło dojść do kontaminacji, czyli pomieszania materiału genetycznego.

"Faktem jest, że złożę wniosek o pisemne uzasadnienie orzeczenia. Po zapoznaniu się z tym uzasadnieniem podjęta zostanie decyzja w sprawie ewentualnej kasacji" - powiedziała w czwartek PAP broniąca B. mec. Sylwia Kaczmarska-Janeczko. (PAP)