Reakcja rządu Holandii na wynik referendum będzie znana dopiero za kilka tygodni.
Nie milkną echa środowego referendum, w którym Holendrzy opowiedzieli się przeciwko umowie o stowarzyszeniu Ukrainy z UE. Politycy zastanawiają się, co dalej, a inicjatorów plebiscytu może czekać sprawa karna. Niderlandzki prawnik Gerard Spong zapowiedział w jednym z programów telewizyjnych, że zastanawia się nad podaniem do sądu inicjatorów kampanii proreferendalnej. Zgodnie z ustawą o referendach podanie fałszywego motywu podczas zbierania podpisów za zorganizowaniem plebiscytu jest przestępstwem, za które grozi do pół roku więzienia i grzywna.
Tymczasem szef Komitetu Obywatelskiego UE (BCEU) Arjan van Dixhoorn przyznał, że Ukraina była tylko pretekstem, a w rzeczywistości chodziło mu o krok w stronę wyjścia Holandii z Unii. – Ukraina nas nie obchodzi. Referendum w sprawie Nexitu nie jest na razie możliwe. Dlatego używamy wszystkich dostępnych środków nacisku na relacje Niderlandów z UE – mówił gazecie „NRC”. – Czekaliśmy dwa lata, aż prawo o referendach wejdzie w życie. Sprawdziliśmy, które umowy międzynarodowe mogłyby spełnić wymogi. I uświadomiliśmy sobie, że traktat z Ukrainą mógłby być potencjalnym przedmiotem referendum – dodawał inny członek BCEU Pepijn van Houwelingen.
Szóstego kwietnia do urn poszło 32 proc. uprawnionych, z których 62 proc. odrzuciło możliwość ratyfikacji umowy. Gdyby frekwencja była niższa o dwa punkty, plebiscyt nie byłby wiążący. Paradoksalnie zwolennicy integracji z Ukrainą zaszkodzili jej, przychodząc do lokali wyborczych. Zgodnie z prawem rząd nie ma obowiązku postępowania zgodnie z wynikami plebiscytu, ale ma obowiązek ponownego rozważenia kwestii poddanej pod głosowanie. Premier Mark Rutte zapowiedział, że według jego wyczucia ratyfikacja dokumentu nie powinna zostać przeprowadzona. Pomimo że umowę ratyfikowały wszystkie pozostałe państwa UE.
Ostateczna reakcja rządu w Hadze będzie znana dopiero za kilka tygodni. Przez ten czas będą trwać nerwowe konsultacje z Brukselą. Teoretycznie nawet odmowa ratyfikacji nie musi wpłynąć na obowiązywanie umowy. Od 1 stycznia traktat jest tymczasowo stosowany i ten prowizoryczny stan może potrwać całe lata. Większość zapisów umowy, jak kwestia wolnego handlu, dotyczy kompetencji wyłącznych Brukseli, więc ratyfikacja przez państwa nie wpływa na ich stosowanie. W grę może wchodzić wyłączenie Holandii z mniej ważnych zapisów, dotyczących uprawnień państw narodowych, np. współpracy kosmicznej czy policyjnej.
– Proszę naród ukraiński o cierpliwość. Przed nami rozmowy w ramach rządu, w parlamencie, spotkania z europejskimi partnerami i przyjaciółmi z Ukrainy. Bardzo bym nie chciał, by to, co się stało, odbiło się na przyjaźni ukraińsko-holenderskiej – powiedział ukraińskiej „Jewropejśkiej Prawdzie” szef MSZ Holandii Bert Koenders. – Z punktu widzenia implementacji umowy nic się nie zmieniło. Nie przeżywamy specjalnie tego, co się stało – dodawał jego ukraiński odpowiednik Pawło Klimkin na konferencji prasowej.
W Kijowie zaś trwa dyskusja, kto jest winien porażki. Wielu ukraińskich publicystów dopatruje się rosyjskich pieniędzy i propagandy, która miała wpłynąć na inicjatorów plebiscytu i część wyborców. Inni krytykują władze Ukrainy za nieudolną walkę z korupcją i Petra Poroszenkę za ujawnione w zeszłą niedzielę założenie trzech firm w rajach podatkowych. Problemy z ukraińskim łapownictwem były jedną z przyczyn niechęci Holendrów do ukraińskiej eurointegracji (choć prezydentowi nie udowodniono, że firmy w offshore’ach służyły mu do ukrywania dochodów). Zdarzają się nawet głosy potępiające dziennikarzy, którzy ujawnili sprawę Poroszenki.
Dymisja premiera Jaceniuka
Po czteromiesięcznym maratonie kuluarowych rozgrywek politycznych premier Arsenij Jaceniuk ogłosił wczoraj, że poda się do dymisji. Jego następcą ma zostać dotychczasowy szef parlamentu Wołodymyr Hrojsman z Bloku Petra Poroszenki, jego fotel przejmie zaś Front Ludowy (NF), czyli partia Jaceniuka. Jutro formalny wniosek o dymisję ma zostać przesłany parlamentowi.
Jaceniuk zaczął swoją drugą kadencję w fotelu premiera po wyborach, które odbyły się jesienią 2014 r., jako lider pięciopartyjnej koalicji. W sojuszu wspierającym Hrojsmana znajdą się najpewniej tylko dwie partie – BPP i NF. Batkiwszczyna Julii Tymoszenko, która do niedawna była trzecim partnerem negocjacyjnym, na ostatniej prostej wysunęła zaporowe żądania przyjęcia kilkunastu ustaw, które przez BPP i NF zostały określone mianem populistycznych i opartych na rozdawnictwie. Oba kluby pospiesznie przyjmują więc w swoje szeregi posłów niezależnych, by spełnić zapisany w przepisach warunek, aby koalicja składała się z co najmniej 226 deputowanych. Wczoraj brakowało im jeszcze czterech posłów.
Ustępujący premier w ostatnim okresie cieszył się poparciem najwyżej kilku procent rodaków. Według naszych kijowskich rozmówców zniechęcił do siebie rządami w warunkach trwającej od dwóch lat recesji, z której Ukraina dopiero zaczęła wychodzić, i reformami zbyt powolnymi jak na oczekiwania wyborców. Jaceniuk długo walczył o pozostanie na stanowisku, a potem o korzystne warunki odejścia. Nominacje w nowym rządzie, który najpewniej będzie bliższy prezydentowi Poroszence niż obecny, pokażą, jak wiele udało mu się uzyskać.