Debata z ich udziałem, zorganizowana w piątek w Centrum Edukacyjnym IPN, poświęcona była teczce TW Bolka, znalezionej 16 lutego w domu gen. Czesława Kiszczaka i przejętej przez IPN.
Obaj historycy - prof. Andrzej Friszke, autor m.in. wielu książek o historii Solidarności i opozycji w PRL oraz dr Piotr Gontarczyk, współautor wydanej w 2008 r. przez IPN książki "SB a Lech Wałęsa", byli w dużym stopniu zgodni w swych ocenach.
Obaj zgadzali się, że teczka znacznie wzbogaca wiedzę o współpracy Wałęsy jako TW Bolka, mocno go obciąża jako donoszącego na kolegów, biorącego za to pieniądze, a nawet sugerującego funkcjonariuszom metody, jakich można użyć wobec niektórych pracowników stoczni.
Gontarczyk przyznawał, że dotąd postrzegał TW Bolka jako "zastraszonego robotnika, przymuszonego do współpracy". "Ten przymus odegrał jakąś rolę, ale teczka wygląda dużo gorzej, niż się spodziewałem na podstawie tych donosów lub ich fragmentów, którymi dysponowaliśmy wcześniej" - powiedział.
Zwracał uwagę np., że "w tym przypadku wręcz podręcznikowo można wskazać cały katalog osób, którym sprawy są na przykład zakładane po doniesieniach Lecha Wałęsy". "Albo w wyniku informacji przekazanych przez TW Bolka SB zastawia sieci na bardzo konkretną osobę i chce ją potencjalnie pozyskać do współpracy, są to zatem informacje miażdżące" - dodał.
Prowadzący debatę Piotr Skwieciński z tygodnika "wSieci" zwrócił uwagę, że sugerowanie SB metod, którymi można zaszkodzić kolegom, przypomina praktyki stosowane przez innego znanego agenta - Lesława Maleszkę - TW Ketmana. "Lech Wałęsa był na tej samej drodze, na której był Maleszka, tylko że Wałęsa się jakoś na tej drodze zatrzymał, a Maleszka się nie zatrzymał" - powiedział.
Jednocześnie, mówili historycy, z teczki można odczytać motywy Wałęsy, których nie można nazwać wyłącznie niskimi - z niektórych rozmów TW Bolka z oficerem prowadzącym wręcz wprost można wyczytać, że Wałęsa postrzega swą rolę jako np. zapobieżenie dalszemu rozlewowi krwi. "To jest dla mnie skomplikowanie moralnie sprawa" - ocenił Gontarczyk.
Widać też, że Wałęsa, jak wielu Polaków w tamtym czasie, traktował SB jako kanał kontaktu z władzą, a nawet przestrzegania przez negatywnymi zjawiskami. Widać także, jak sukcesywnie się wywikływał się z tej współpracy, donosił coraz mniej, o coraz bardziej błahych sprawach - Friszke podkreślił, że połowa donosów pochodzi z okresu do połowy 1971 roku - aż wreszcie całkowicie zerwał współpracę.
Historycy zwracali też uwagę, że w donosach widać, że Wałęsa ma cechy przywódcy i dokonuje np. bardzo trafnych analiz socjologicznych i ocen ludzi. "Mamy jednak do czynienia z osobowością urodzonego przywódcy mimo fatalnych wad" - komentował Gontarczyk
Friszke podkreślił, że wrażenie zrobił na nim zwłaszcza zapis zebrania w Stoczni im. Lenina z lutego 1976 i spisanego bardzo dosłownie wystąpienia Wałęsy, za które został potem wyrzucony z pracy.
"W tym przemówieniu jest wszystko, co będzie ważne za chwilę: władza zła, związki zawodowe skorumpowane, brakoróbstwo, zła organizacja pracy, wszystko to, co trzeba zmienić, on to wywala prosto w oczy" - mówił Friszke. "To jest w gruncie rzeczy program już buntownika - za to go wywalają z zakładu i zrywają z nim wszelkie kontakty" - dodał.
Zdaniem Friszkego "ta teczka nam strasznie dużo mówi o Wałęsie i rodzeniu się go jako buntownika i przywódcy".
Gontarczyk to potwierdził, zwracając uwagę, że przez całą teczkę widać stopniowe uwalnianie się Wałęsy od współpracy. "Po tym przemówieniu ta współpraca kończy się, moim zdaniem, zerwaniem absolutnym z tym systemem i z tym stanem upadku, jaki Wałęsę spotkał po 1970 roku. To jest dla mnie fundament do myślenia o tym, czym była ta współpraca dla Wałęsy potem" - komentował Gontarczyk.
"Niektórzy historycy mówili, że nikt się z takiej więzi nawiązanej raz nie uwalnia, że mamy już do czynienia z człowiekiem sterowalnym, na sznurku. W świetle tego, co przeczytałem, umysłowości tego człowieka i tego, co wiem o tym przypadku, jest dokładnie przeciwnie - to jest człowiek, który się zbuntował" - dodał.
Według Gontarczyka Wałęsa po roku 1980 "to jest autentyczny zbuntowany przywódca".
Choć autentyczność teczek zarówno dla Friszkego, jak i dla Gontarczyka nie ulega wątpliwości, to zagadką pozostają niektóre rękopisy TW Bolka.
"Co do ewentualnych fałszerstw, ja ich nie zauważam, natomiast konsekwentnie stoję na gruncie niedowiarka co do rękopisów Lecha Wałęsy" - powiedział Friszke. "Nie mam wątpliwości, że to są informacje od Lecha Wałęsy, świadomie przekazane. Pytanie tylko, czy on to sam spisywał, zobaczymy, grafolog się wypowie" - dodał.
"Trochę amatorsko zajmowałem się grafometrią i wydaje mi się, że ten charakter pisma nie pasuje mi do robotnika stoczniowego z tego okresu" - mówił Gontarczyk. Dodał, że zna przypadki z dużych kombinatów, że oficerowie musieli pisać doniesienia za robotników agentów, bo "był wstyd przed przełożonymi, że mamy 25 lat Polski Ludowej, robotnik jest najważniejszym elementem systemu socjalistycznego, a dalej jest niepiśmienny".
W tym przypadku, zdaniem historyka, ten charakter pisma jest "za ładny i za bardzo wyrobiony". "Gdyby to był Lech Wałęsa, byłoby to dla mnie ogromnym zaskoczeniem" - powiedział Gontarczyk. Choć wątpliwości budzi fakt, że Wałęsę prowadzili różni oficerowie, a charakter pisma donosów jest ten sam.
16 lutego prokuratorzy IPN dokonali przeszukania w domu wdowy po gen. Kiszczaku, gdzie zabezpieczono sześć pakietów dokumentów, w tym teczkę personalną i pracy TW "Bolka". IPN udostępnił dziennikarzom i historykom m.in. akta "Bolka", w których jest m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Kamiński zapowiedział, że dokumenty będą poddane różnego rodzaju badaniom.
"Nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia" - zapewniał Wałęsa. W początkach marca mówił, że jeszcze nie widział akt TW "Bolka", a zna je tylko z tego, co jest w internecie. Zapytany, czy zapozna się w IPN z tymi materiałami, Wałęsa odparł: "W jakiś sposób to muszę zobaczyć, w jaki sposób, kto to zrobił? Więc ja będę musiał to zobaczyć, ale ja myślałem, że grzecznie przyślą mi to…". Dodał, że prawdopodobnie posłużono się "materiałami, które na rewizji wpadały". Indagowany, czy wystąpi o swą lustrację, Wałęsa powiedział: "Jak będzie taka potrzeba, to tak".