Peruwiańczycy wybiorą w niedzielę prezydenta oraz deputowanych do Kongresu. Kampania wyborcza przebiegła pod znakiem sporów prawnych i wykluczeń kandydatów przez Krajowy Sąd ds. Wyborów.

W sondażach przed wyborami prezydenckimi prowadzi Keiko Fuijmori, a w wyborach do Kongresu jej ugrupowanie Siła Ludowa. Keiko jest córką odsiadującego 25–letni wyrok byłego prezydenta Alberto Fujimoriego.

Na następnych miejscach plasują się Pedro Pablo Kuczynski z partii Sojusz na rzecz Wielkiej Zmiany, Veronika Mendoza z Szerokiego Frontu i Alfredo Barnechea z Akcji Ludowej. Jak wskazują sondaże spośród tej trójki powinien wyłonić się kontrkandydat Keiko Fujimori w drugiej turze wyborów.

W wyścigu o najwyższy urząd w państwie startuje również dwóch byłych prezydentów. Pierwszy z nich, Alejandro Toledo, swe szanse raczej zaprzepaścił nieudanym wystąpieniem w debacie. Drugi, Alan Garcia, był prezydentem nawet dwukrotnie. Jego ugrupowanie Sojusz Ludowy to egzotyczne przymierze Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej i Amerykańskiego Rewolucyjnego Sojuszu Ludowego (APRA), lewicowego ugrupowania o kilkudziesięcioletniej historii, mającego tyleż samo zwolenników, co zagorzałych przeciwników. Peruwiańczycy oskarżają Garcię o nieudolność w walce z terroryzmem i korupcję.

Telewizyjna debata kandydatów na prezydenta nie wyłoniła zwycięzcy. Jej uczestnikom udostępniono zbyt mało czasu na przedstawienie programu, przez co musieli poprzestać na wygłaszaniu sloganów. Wybory charakteryzuje zresztą brak konkretnych propozycji i wyraźnych i ideologicznych różnic. Na tym tle wyróżnia najbardziej Veronika Mendoza i jej Szeroki Front przedstawiający lewicowy program. Reszta stawki koncentruje się na problemie uregulowania najważniej gałęzi gospodarki - górnictwa, a także na walce z biedą i zacofaniem znacznych obszarów kraju oraz korupcją. Partie skupiają się wokół nazwisk swoich liderów, a kandydaci stosują taktykę personalnych ataków, wytykając przeciwnikom dawne przewinienia. Najnowszej amunicji do walki dostarczyła afera „Panama Papers”, choć z powodu braku czasu raczej nie zdoła nikomu poważniej zaszkodzić.

Z 19 kandydatów do fotela prezydenckiego w końcówce pozostało dziesięciu. Część wycofała się sama, a dwóch zostało wykluczonych przez najwyższą instancję wyborczą, Krajowy Sąd ds. Wyborów (JNE). Wśród tych ostatnich znalazł się Julio Guzman, polityczny outsider, który według sondaży najpoważniej zagrażał Keiko Fujimori.

I to właśnie wykluczenia budzą najwięcej kontrowersji pośród wyborców. „Wielu ludzi traci swoich kandydatów i nie wie na kogo głosować, a głosowanie jest przecież obowiązkowe” – powiedziała PAP Marlene Berrospi, jedna z ponad 22 mln wyborców. Za nieusprawiedliwioną absencję przy urnie nakłada się mandaty. Kary finansowe grożą również członkom komisji wyborczej, którzy nie stawiliby się w niedzielę w wyznaczonym lokalu. Politolog Fernando Tuesla z Uniwersytetu Katolickiego w Limie ocenił: „Te wybory miały przebiegać bezproblemowo, jednak wykluczanie kandydatów zmieniło sytuację”. Krajowy Sąd ds. Wyborów oskarża się o stronniczość i sprzyjanie kandydatom establishmentu.

System wyborczy Peru jest specyficzny, ponieważ brakuje ordynacji wyborczej. Prawo wyborcze reguluje w sumie 34 różnych aktów normatywnych - konstytucja, ustawy i zarządzenia. Restrykcyjne ustawodawstwo m.in. zakazuje dawania przez polityków pieniędzy lub przedmiotów o wartości większej niż 20 sol (ok. 22,5 zł) w celu zdobycia poparcia. System głosów preferencyjnych sprawia, że wielu kandydatów do Kongresu rywalizuje między sobą w ramach jednej listy. Wyborca ma bowiem prawo wskazać nie tylko partię, lecz również konkretnego kandydata, co w niektórych przypadkach prowadzi do ostrej konkurencji wewnątrz partii.

„Problemem Peru stało się odwrócenie się od polityki, depolityzacja życia publicznego” - ocenił prof. Tuesla. Struktury partii przybierają formy efemeryczne, niektóre partie są słabe i szybko znikają. Peruwiańczycy tradycyjnie nie ufają swoim politykom, przez co skład Kongresu po kolejnych wyborach zwykle niemal całkowicie się odnawia. Miejscowi analitycy narzekają na brak ciągłości władzy. Sprawowanie urzędu prezydenta również ogranicza się do jednej kadencji. Ugrupowanie obecnego prezydenta Ollanty Humali, Peruwiańska Partia Narodowa (PNP), zdecydowało się nawet wycofać z wyborów. Gdyby PNP nie uzyskała 5-proc. poparcia w skali kraju, na co wskazywały sondaże, groziłoby jej wykreślenie z rejestru organizacji politycznych.

Z Limy Łukasz Firmanty (PAP)