ikona lupy />
Pedro Sanchez ma wielką ochotę na fotel po Mariano Rajoyu / Dziennik Gazeta Prawna
Jutro lider socjalistów Pedro Sanchez podejmie drugą próbę uzyskania wotum zaufania dla siebie jako nowego premiera Hiszpanii. Choć tym razem wystarczy zwykła większość, nawet na to szanse są niewielkie i najbardziej prawdopodobnym scenariuszem pozostają kolejne wybory.
Pierwsze głosowanie nad kandydaturą Sancheza odbyło się wczoraj wieczorem, już po zamknięciu tego wydania DGP, ale ono było z góry skazane na niepowodzenie. Sanchez musiał uzyskać bezwzględną większość, a tymczasem jego PSOE po miesiącu rozmów z potencjalnymi koalicjantami zdołała sobie zapewnić jedynie poparcie czwartej co do wielkości siły w parlamencie, centrowego ugrupowania Ciudadanos. Obie partie w 350-osobowych Kortezach mają zaledwie 130 mandatów, więc o ile w ostatniej chwili któreś z pozostałych ugrupowań nie zmieni zdania, nawet zwykła większość wydaje się poza zasięgiem. Szczególnie że głosowanie przeciw Sanchezowi zapowiedziały rządząca do grudniowych wyborów Partia Ludowa oraz skrajnie lewicowe ugrupowanie Podemos, które łącznie mają 192 mandaty. A nawet jeśli część z deputowanych wstrzyma się od głosu, na co liczy lider socjalistów, to rząd z tak małym zapleczem parlamentarnym nie będzie mógł nic zrobić. Sanchez próbuje stworzyć rząd, bo wcześniej z tej misji zrezygnował dotychczasowy premier i lider ludowców Mariano Rajoy.
Sanchez jeszcze we wtorek wieczorem w parlamencie apelował o zjednoczenie się wokół tych spraw, które ogniskują zainteresowanie wszystkich. – Dlaczego nie jednoczymy się i nie stworzymy rządu, który przyniesie zmianę? Dlaczego nie zbierzemy się, aby przyjąć tak wiele reform, jak to możliwe, by rozwiązać problemy Hiszpanów? – pytał retorycznie. Aby powstała większościowa koalicja do PSOE i Ciudadanos, musiałaby dołączyć albo centroprawicowa Partia Ludowa, która wygrała wybory, ale straciła bezwzględną większość, albo Podemos. Pierwsza jednak odmawia, gdyż uważa, że socjaliści zniweczą wszystkie osiągnięcia rządu Rajoya, który przez ostatnie cztery lata wyprowadził kraj z kryzysu – choć dużym kosztem społecznym – a druga, bo obawia się, że Sanchez będzie w istocie kontynuował politykę oszczędności, może tylko minimalnie ją łagodząc. Hiszpania, która należała do państw najbardziej dotkniętych przez kryzys zadłużeniowy, zanotowała w zeszłym roku wzrost gospodarczy 3,2 proc., czyli jeden z najwyższych w strefie euro. Problemem jednak pozostaje wysokie bezrobocie, które obecnie wynosi 20,9 proc.
Jeśli w jutrzejszym głosowaniu Sanchez również nie uzyska wotum zaufania, partie polityczne będą miały jeszcze dwa miesiące na stworzenie rządu. Dla Hiszpanii obecny kryzys polityczny jest zupełnie nową sytuacją, bo od czasu przywrócenia w tym kraju demokracji pod koniec lat 70. funkcjonował stabilny dwupartyjny układ, w którym albo socjaliści, albo centroprawica zawsze mieli bezwzględną większość. Jednak kryzys gospodarczy i skandale korupcyjne w polityce spowodowały pojawienie się dwóch nowych ugrupowań, a w efekcie problem ze stworzeniem rządu. Wstępnie mówi się, że nowe wybory mogłyby się odbyć 26 czerwca. ©?