Francuski rząd potępił atak na muzułmański dom modlitwy na Korsyce. W stolicy tej śródziemnomorskiej wyspy, Ajaccio, grupa demonstrantów wdarła się do siedziby społeczności muzułmańskiej i podpaliła kilka egzemplarzy Koranu

Premier Francji Manuel Valls napisał na Twitterze, że ten atak to "niedopuszczalna profanacja". Minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve nazwał go "przejawem rasizmu i ksenofobii". Atak potępiła też Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego - organizacja muzułmańska uznana przez rząd za reprezentanta całej społeczności muzułmańskiej w kraju - która wyraziła ubolewanie, że doszło do niego w dniu, w którym świętują zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. W tym roku święto narodzin Mahometa zbiegło się bowiem z dniem Bożego Narodzenia.

Tłum liczący około 150 osób zebrał się wczoraj po południu przed siedzibą policji po tym, jak dwaj francuscy strażacy i policjant zostali ranni podczas interwencji w ubogiej dzielnicy Ajaccio, zamieszkanej głównie przez imigrantów. Demonstranci chcieli wyrazić solidarność z poszkodowanymi. Część uczestników demonstracji przeniosła się wkrótce do przed muzułmański dom modlitwy, gdzie zaczęli wznosić okrzyki: "Arabowie, wynoście się!" i "To jest nasz dom!". Następnie rozbili szklane drzwi budynku, wdarli się do środka i podpalili niektóre ze znajdujących się tam ksiąg, w tym egzemplarze Koranu. Kilkadziesiąt wyrzucili przez okna na ulicę.

W całej Francji obowiązują zaostrzone środku bezpieczeństwa. Władze wciąż obawiają się powtórzenia terrorystycznych ataków z 13 listopada, kiedy to w różnych częściach Paryża zginęło w sumie 130 osób. Do zamachów przyznało się Państwo Islamskie.