Skutki zestrzelenia przez Turcję rosyjskiego samolotu Su-24 najboleśniej odczuli jak na razie rosyjscy turyści. W ramach sankcji odwetowych prezydent Władimir Putin zabronił biurom podróży organizowania wycieczek do Azji Mniejszej, a w ostatnich latach były one bardzo popularne. Kreml żąda też przeprosin, grożąc, w razie ich braku, działaniami odwetowymi. Ale prezydent Recep Erdogan jasno dał do zrozumienia, że przepraszać nie będzie. Twardego stanowiska Ankary nie zmienił incydent z ostatniej soboty, kiedy marynarz rosyjskiego okrętu „Cezar Kunikow”, przepływającego cieśninę Bosfor, trzymał ostentacyjnie na ramieniu wyrzutnię pocisków ziemia-powietrze. Co budziło skojarzenia, że w każdej chwili może posłać na ziemię jakiś samolot. Z incydentu musiał tłumaczyć się rosyjski ambasador, wezwany na dywanik do tureckiego MSZ.
Kreml więc grozi i straszy, ale na otwartą konfrontację nie ma ochoty. Co jest zrozumiałe. Turcja jest członkiem NATO, a potencjał militarny jej armii niewiele ustępuje rosyjskiej. Również w sferze ekonomicznej i demograficznej dystans między obu krajami stopniowo maleje. Rosji nie udało się odtworzyć rodzimego przemysłu, poza wydobywczym, a liczba jej mieszkańców spada. W przypadku Turcji dzieje się coś odwrotnego. Dawne imperium osmańskie wyrasta na regionalną potęgę. Niejako spełniając prognozy zawarte w wydanej sześć lat temu książce George'a Friedmana „Następne sto lat”.
Założyciel i szef prywatnej agencji wywiadowczej Stratfor twierdzi, że w miarę osłabiania się Rosji oraz Niemiec kluczową rolę w regionie zacznie odgrywać Turcja oraz odzyskująca dawne wpływy Polska. Założenie to (brzmiące niemal absurdalnie) wynika z odradzania się zależności, jaka związała trzysta lat temu imperium osmańskie oraz Rzeczpospolitą. Przez dwa stulecia losy tych zupełnie obcych sobie krajów stały się zestawem naczyń połączonych.
Błędy stworzyły imperium
„Narody byłyby zdumione, gdyby wiedziały, jak mała mądrość rządzi światem” – komentował kanclerz Axel Oxenstierna, uchodzący za politycznego geniusza, kolejne militarne szaleństwo swojego króla Gustawa II Adolfa. Szwecja, i nie tylko ona zresztą, miała pecha, że tak wybitnego stratega zabrakło pół wieku później w otoczeniu 17-letniego Karola XII.
W 1700 r. Rosja, wspólnie z Danią i Saksonią, planowały rozbiór północnego sąsiada. Ale gdy zaczęła się trzecia wojna północna, nieletni monarcha okazał się urodzonym wodzem. 30 listopada 1700 r. poprowadził szwedzką armię do błyskotliwego zwycięstwa pod Narwą. Cóż z tego, skoro potem zamiast zmusić cara Piotra I Wielkiego do kapitulacji, zajął się układaniem nowych porządków na terenie Saksonii i Rzeczpospolitej. Polacy mieli tego pecha, że wcześniej wybrali na króla Augusta II Mocnego. Zaś elektor saski uparł się na zawarcie sojuszu z Rosją, choć przynosił on jedynie korzyści Piotrowi Wielkiemu. W efekcie przez kilka lat szwedzkie wojska pustoszyły ziemie Rzeczpospolitej i Saksonii. W tym czasie car miał czas na odbudowanie i zreformowanie wojska. W 1709 r. pod Połtawą rosyjscy żołnierze zadali Szwedom druzgocącą klęskę, a Karol XII ratował się ucieczką na teren pobliskiej Turcji, inicjując kolejne wydarzenia, które paradoksalnie mogły ocalić Rzeczpospolitą oraz mocarstwową pozycję imperium osmańskiego.
Jednym z nielicznych dworzan, którzy nie opuścili wówczas Karola XII, był niewiele od niego starszy Stanisław Poniatowski. „Był to człowiek nadzwyczajnych zalet, człowiek, który na każdym zakręcie życia i w każdym niebezpiecznym położeniu, gdy inni potrafili wykazać się co najwyżej męstwem, zawsze działał szybko, właściwie i skutecznie” – napisał o nim w „Histoire de Charles XII” wielki francuski filozof Voltaire. Faktycznie polski szlachcic okazał się urodzonym dyplomatą. Znakomitym uzupełnieniem dla porywczego i bardzo zdolnego, ale i umiejącego myśleć strategicznie monarchy. „W 1710 r. dyplomacja szwedzka, a także Stanisław Poniatowski, podjęli w Stambule energiczną akcję przeciw interesom rosyjskim. Skutki nie dały na siebie długo czekać” – opisuje w pracy „Rzeczpospolita w czasie wielkiej wojny północnej” Dariusz Milewski. „Już w styczniu 1711 r. Tatarzy pod wodzą kałgi Mehmeda Gereja, wysłanego przez chana Dewleta Gereja II, a także Kozacy atamana Filipa Orlika i polscy zwolennicy Leszczyńskiego, prowadzeni przez Józefa Potockiego, wpadli na Ukrainę. Rozniosły się wieści, że Szwedzi i Leszczyński namówią Turków na wojnę, której celem będzie wyrzucenie Rosjan z Polski” – uzupełnia.
Wszystko zmierzało w tym kierunku. Nowy wielki wezyr Baltaci Mehmed Pasza okazał się nadspodziewanie odporny na łapówki oferowane przez rosyjskiego posła w Stambule Piotra Tołstoja. Nie ugiął się nawet przed ultimatum Piotra I i zamiast wydać Moskalom szwedzkiego króla, wtrącił Tołstoja do Zamku Siedmiu Wież. Co oznaczało wojnę. Armia rosyjska rozpoczęła marsz na Stambuł, przez tereny Rzeczpospolitej oraz Mołdawię. August II Mocny, wyniesiony ponownie na tron wolą Piotra Wielkiego, po raz kolejny udowadniał w tym czasie, że siła fizyczna nie szła u niego w parze z inteligencją. Zaprzepaścił więc ostatnią okazję, by zmienić sojuszników i wyrwać się spod kurateli Rosji. Mimo to nie on zdobył sobie laury największego z głupców.
Choć armia carska pośpiesznie maszerowała w stronę Dunaju, przegrała wyścig z czasem – to wojska tureckie pierwsze sforsowały rzekę. Dzięki temu nad brzegiem Prutu w połowie lipca 1711 r. Piotr I oraz jego żołnierze znaleźli się w potrzasku, otoczeni ze wszystkich stron przez siły turecko-tatarskie. Feldmarszałek Borys Szeremietiew wyznał monarsze, że nie mają szans na ocalenie. Car zdecydował się wysłać parlamentariuszy, dając im zgodę na przyjęcie niemal każdych warunków. Piotr Wielki był gotów oddać wszelkie zdobycze terytorialne, jakie uzyskano w poprzednich wojnach, zburzyć rosyjskie twierdze nad Dnieprem i Morzem Azowskim, zrezygnować z protektoratu nad Rzeczpospolitą i Zaporożem. Jednym słowem przekreślał największe sukcesy całego swojego panowania. Co nie znaczyło, że się poddał. Do delegacji dołączył żonę carycę Katarzynę, która zabrała ze sobą wszelkie pieniądze i kosztowności, jakie miał przy sobie dwór. Wielkiemu wezyrowi postanowiono wypłacić 150 tys. rubli, a jego zastępcy 60 tys. Hojne łapówki przygotowano także dla kilkunastu innych wpływowych osób.
Taki sposób prowadzenia negocjacji okazał się nadspodziewanie skuteczny. Baltaci Mehmed Pasza i jego otoczenie sprzedało przyszłość Turcji, w pakiecie z Rzeczpospolitą, w sumie bardzo tanio. Mogąc zniszczyć przeciwnika i przekreślić reformy wprowadzone przez Piotra Wielkiego, przedstawiciele Turcji zażądali minimalnych ustępstw. Rosja miała oddać jedynie Azow i protektorat nad Zaporożem. Car zobowiązywał się też do opuszczenia przez moskiewskie wojska granic Polski oraz zaprzestania ingerencji w jej wewnętrzne sprawy. Ale po uratowaniu się z opresji Piotr I nie miał zamiaru dotrzymywać większości obietnic. Zwłaszcza wyrzeczenia się kontroli nad Rzeczpospolitą w ogóle nie brał pod uwagę. Turcji zaś brakowało sił, żeby traktat prucki wyegzekwować. Sułtan Ahmed III wyciągnął konsekwencje jedynie wobec swojego wielkiego wezyra, ale i tak dość łagodne. Zażądał jego dymisji, po czym zesłał na wyspę Lesbos. Baltaci Mehmed Pasza nie miał więc za dużo możliwości, by nacieszyć się wydawaniem rosyjskiej łapówki.
Niemiecka moda
Niewykorzystanie nad Prutem ostatniej szansy, by odepchnąć Rosję w głąb Azji, wkrótce srodze zemściło się na Turkach. W czym spory udział, podobnie jak w zainicjowaniu rozbioru Polski, mieli niemieccy politycy. Po śmierci Piotra I przez długie lata rządził w Petersburgu niemiecki triumwirat. Polityką zagraniczną kierował Heinrich Johann Ostermann, armią dowodził Burkhard Christoph von Münnich, natomiast wszystkie nici władzy trzymał w ręku Ernest Jan Bühren, który, chcąc udawać francuskiego szlachcica, zmienił nazwisko na Biron. To oni wytyczyli kierunek rosyjskiej ekspansji.
Paradoksalnie jedną z głównych przyczyn uderzenia na Turcję stała się chęć umocnienia przez nich pozycji nominalnie sprawującej władzę imperatorowej Anny. Bo gdyby udało się odbić z rąk tureckich Konstantynopol i koronować ją w bazylice Hagia Sophia (przebudowanej przez muzułmanów na meczet), to wówczas mit Rosji jako trzeciego Rzymu w końcu by się ziścił. Feldmarszałek von Münnich, wygrywając kolejne bitwy, znalazł się o krok od osiągnięcia celu, bo zreformowana jeszcze przez Piotra Wielkiego armia zdecydowanie górowała nad turecką. Ale kiedy latem 1736 r. jego żołnierze znajdowali się tylko o cztery dni marszu od Konstantynopola, do gry włączyła się Francja wraz z Austrią. Oba mocarstwa nie miały najmniejszej ochoty, żeby upadające imperium osmańskie wchłonęła Rosja, stając się największą z europejskich potęg.
Groźba wojny na trzech frontach ostudziła ambicje kanclerza Ostermanna. Tym razem to Petersburg zgodził się na pokój nieadekwatny do sukcesów. Rosja uzyskała jedynie ziemie nad Morzem Azowskim, a zmiany na szczytach władzy w Petersburgu sprawiły, że rozbiór Turcji stał się mniej pilną sprawą. Tym bardziej że o wiele łatwiejszą ofiarą okazywała się Polska. Nowa cesarzowa Katarzyna II królem Rzeczypospolitej mianowała byłego kochanka Stanisława Augusta Poniatowskiego, syna przyjaciela Karola XII. Jednak to, że niegdyś za sprawą dyplomatycznej biegłości Stanisława Poniatowskiego klęskę poniósł Piotr Wielki, niewiele obchodziło urodzoną w Szczecinie Niemkę. Dla carycy najważniejsze było to, że jej faworyt posłusznie wykonywał polecenia przekazywane mu przez rosyjskiego posła rezydującego w Warszawie.
Gorzej rzecz się miała z polską szlachtą. Pod koniec lutego 1768 r. w miasteczku Bar na Podolu zawiązano konfederację pod hasłem obrony „wiary i wolności”. Buntownikom marzyło się wyrwanie kraju spod dominacji Romanowów. Zaś wielkie nadzieje na to wiązali z pomocą Turcji. Energiczny sułtan Mustafa III faktycznie nie zawiódł. Nie tylko wypowiedział wojnę Katarzynie II, lecz także zgodził się na traktat z konfederatami. Obiecywał w nim, że Turcja oraz chanat krymski nie zawrą pokoju z Petersburgiem, dopóki Rzeczpospolita nie odzyska politycznej suwerenności. Powoływano się przy tym na egzekucję warunków pokoju pruckiego. Cóż z tego, skoro 17 lipca 1770 r. u ujścia rzeki Largi, dopływu Prutu, armia turecko-tatarska poniosła sromotną klęskę. I tak po raz kolejny wydarzenia nad Prutem zdecydowały o przyszłości Rzeczpospolitej. Bez wsparcia wojsk sułtana konfederaci barscy musieli ponieść klęskę.
Co gorsza, w grę energicznie włączył się król Prus Fryderyk II. Bo porażka Turcji przyniosła reakcję Austrii, która znów zaczęła się bać rosyjskiej dominacji w Europie Wschodniej. Wiedeń więc zaczął się szykować do wojny z Rosją. Tymczasem Fryderyk II zamiast konfliktu zaproponował kompromis polegający na rozbiorze Polski. W tej sprawie szybko znalazł wspólny język z Katarzyną II. Wprawdzie Rosja zrzekała się na rzecz Prus i Austrii części terytorium państwa, które sobie podporządkowała, lecz w zamian mogła zwasalizować chanat krymski. Kiedy w sierpniu 1772 r. trzy rządzone przez Niemców mocarstwa podpisywały traktat rozbiorowy, król Stanisław August na próżno słał po całej Europie listy z prośbami o pomoc.
„Już od dawna z najwyższą boleścią widziałem zło, które otaczało W.K. Mość i które pogrążyło Polskę. Obawiam się, że te nieszczęścia doszły do punktu, w którym mogłyby być naprawione tylko ręką Wszechpotężnego, i nie widzę innej możliwości, która mogłaby im zaradzić” – odpisał mu angielski król Jerzy III. Faktycznie po klęsce Turcji i rychłej śmierci sułtana reformatora Mustafy III, Rzeczpospolita pozostawała zupełnie osamotniona wobec apetytów trzech ościennych mocarstw. Już tylko cud mógł ją uratować.
Krok od ocalenia
Szansę na cud zdawał się przynosić 1784 r., gdy Katarzyna II wbrew traktatom pokojowym przyłączyła Krym do swojego imperium. „Aneksja była możliwa między innymi dlatego, że Wielka Brytania, niegdyś sojusznik Rosji, a potem jej zdecydowany przeciwnik i obrońca interesów tureckich, zaangażowała się w wojnę z kolonistami amerykańskimi” – piszą w książce „Wojny rosyjsko-tureckie od XVII do XX wieku” Wojciech Morawski i Sylwia Szawłowska. „Reszta Europy, również zaabsorbowana amerykańską wojną o niepodległość, także nie zwróciła większej uwagi na aneksje rosyjskie” – dodają. Wchłonięcie półwyspu przeraziło sułtana Abdülhamida I. A kolejne poczynania Petersburga utwierdzały go w przekonaniu, że na tej aneksji się nie skończy.
Na polecenie cesarzowej jej faworyt książę Grigorij Potiomkin rozpoczął akcję zasiedlania Rosjanami Krymu i ziem nad Morzem Czarnym. W końcu przyjrzeć się jego osiągnięciom postanowiła sama caryca. Przy granicy Rzeczpospolitej w Kaniowie czekał już na nią Stanisław August Poniatowski. Król zaproponował protektorce sojusz w nachodzącej wojnie z Turcją. W zamian prosił o zgodę na wzmocnienie struktur państwa i rozbudowę armii. Ale Katarzyna II nie dała się nabrać na ten wybieg. Jedyne, co Poniatowski uzyskał, to przyzwolenie na zwołanie sejmu konfederackiego, którego nie mogło zerwać liberum veto.
Tak zrodziła się szansa na naprawę ustroju Polski wbrew Petersburgowi. Sejm nazwany później Wielkim potrzebował jednak czasu, a ten mogła dać jedynie przeciągająca się wojna rosyjsko-turecka. Sułtan Abdülhamid I nie zawiódł i zdecydował się na bezpośrednie starcie, nie bacząc na to, że Rosja zawarła sojusz z Austrią. Pewności dodawała mu reforma sił zbrojnych przeprowadzona pod okiem pruskich oficerów. Dzięki niej rozpoczęta w 1787 r. wojna nie skończyła się tak szybko jak poprzednie. Pechowym zbiegiem okoliczności plany Katarzyny II w życie wcielało dwóch militarnych geniuszy: generał Aleksander Suworow na lądzie oraz admirał Fiodor Uszakow na morzu. To dzięki ich błyskotliwemu dowodzeniu Turcy przegrali decydujące bitwy, choć walczyli z niespotykaną od stu lat determinacją.
Suworow potrafił jednak w nadzwyczaj bezwzględny sposób pozbawiać wrogów bojowego ducha. Dał tego wzorcowy przykład pod koniec 1790 r., podczas oblężenia twierdzy Izmaił. Przed szturmem przekazał obrońcom wiadomość, że jeśli od razu się poddadzą, to odejdą wolno, lecz gdy stawią opór, nikt nie zostanie oszczędzony. Atak 11 grudnia przeprowadzono jednocześnie od strony lądu i morza za sprawą nowatorskiego desantu piechoty morskiej, siłami 20 tys. żołnierzy. Zakończył się on po trzynastu godzinach sukcesem oraz śmiercią 26 tys. Turków. „Spośród obrońców tylko jeden uniknął śmierci lub niewoli i wpław Dunajem przedostał się do swoich” – podsumowują Wojciech Morawski i Sylwia Szawłowska.
Pomimo klęsk Turcja walczyła desperacko jeszcze niemal dwa lata. Dzięki temu cudowne ocalenie Rzeczpospolitej zdawało się być na wyciągnięcie ręki. Nowy król Prus Fryderyk Wilhelm II zawarł sojusz z Wielką Brytanią, chcąc rozbić koalicję Wiednia z Petersburgiem. Co więcej, zaoferował przymierze także Stanisławowi Augustowi, stając się gorącym zwolennikiem umocnienia polskiego państwa. W liście przesłanym do Sejmu w grudniu 1789 r. Fryderyk Wilhelm II obiecywał, w zamian za gruntowną naprawę ustroju politycznego i wzmocnienie władzy wykonawczej, wprowadzenie Rzeczpospolitej do bloku militarnego stworzonego przez: Prusy, Holandię i Anglię. Już w marcu 1790 r. Warszawa i Berlin zawarły sojusz militarny. Wedle tajnych ustaleń wkrótce miało dojść do wojny z Austrią, dzięki której Polska odzyskałaby utraconą po rozbiorze Galicję, lecz w zamian zgodziłaby się odstąpić Prusom Gdańsk i Toruń.
Pechowo akurat wtedy zmarł cesarz Austrii Józef II Habsburg, a jego następca Leopold II dążył do ugody z Prusami. Łatwo odnowione przyjazne stosunki Berlina z Wiedniem sprawiły, że Fryderykowi Wilhelmowi Polacy przestali być do czegokolwiek potrzebni. I znów ostatnią nadzieją Rzeczpospolitej zostawała Turcja. Dzięki dalej tlącej się wojnie z Rosją udało się uchwalić Sejmowi Wielkiemu rozbudowę armii. Niestety, w Jassach zaczęły się rosyjsko-tureckie rokowania pokojowe. Sułtan wyrzekł się praw do Krymu oraz ziem między rzekami Boh i Dniestr. Co było dość mało bolesne, jeśli wziąć pod uwagę rozmiary militarnej porażki.
Znów nieoceniona okazała się pomoc Wielkiej Brytanii, która robiła wszystko, by zablokować wzrost siły Rosji na Bałkanach i w Azji. Brytyjska flota wpłynęła nawet na Bałtyk i Morze Czarne, by tak dać Petersburgowi do zrozumienia, że żarty się skończyły. Gdy to się działo, w Warszawie uchwalano właśnie Konstytucję 3 maja. Zaraz po jej przyjęciu magnaci Seweryn Rzewuski i Szczęsny Potocki pognali do Jassów, by prosić Rosjan o opiekę i obalenie niewygodnych dla nich reform. Caryca Katarzyna z życzliwością przyjęła tę inicjatywę, aczkolwiek za podpowiedzią doradców wskazała, że lepiej będzie brzmiało, gdy za oficjalne miejsce zawiązania antykonstytucyjnej konfederacji wybiorą przygraniczną Targowicę.
Geografia królową nauk
Po podpisaniu 9 stycznia 1792 r. pokoju w Jassach wypadki potoczyły się bardzo szybko. Na początku lata wojska rosyjskie rozpoczęły marsz na Warszawę. Choć Polacy bili się dzielnie, to król zupełnie stracił ducha i w końcu sam przystał do Targowicy. Co jednak nie uratowało Rzeczpospolitej przed drugim i trzecim rozbiorem.
W świecie tego faktu do wiadomości nie przyjął jedynie turecki sułtan Selim III, wprowadzając na dworze zwyczaj pytania o to, czy już przybył poseł z Lechistanu. Chętnie też udzielał schronienia polskim uchodźcom, aczkolwiek przede wszystkim próbował rozpaczliwie zreformować własne państwo. Ponieważ jedynie nowoczesna Turcja miała szansę stawić czoło coraz potężniejszej Rosji. Ale i on przegrał z oporem rządzących elit i w 1807 r. został obalony przez janczarów. W ciągu XIX wieku do Turcji, podobnie jak stulecie wcześniej do Rzeczpospolitej, przylgnęła nazwa chorego człowieka Europy. Jej zgon wydawał się nieuchronny, zaś Rosja koniecznie chciała go przyśpieszyć, by zagarnąć zamieszkane przez Słowian Bałkany. A potem zdobyć upragniony Konstantynopol, tak by jej statki mogły swobodnie przepływać z Morza Czarnego na Śródziemne. Stąd cztery kolejne wojny, podczas których za każdym razem cel ten wydawał się w zasięgu dłoni. I za każdym razem interwencja Wielkiej Brytanii, wspartej przez inne zachodnie mocarstwa, temu zapobiegała.
Tak jak geograficzne położenie Rzeczpospolitej przyniosło jej zgubę, gdy trzej sąsiedzi jednocześnie urośli w siłę, tak z Turcją działo się odwrotnie. Chęć blokowania Rosjanom swobody korzystania z Morza Czarnego gwarantowała kolejnym sułtanom wsparcie każdego z zachodnich mocarstw, które obawiało się wzrostu potęgi imperium Romanowów. Czasami dawało to nawet nadzieję Polakom, że wielcy tego świata ujmą się także za nimi. Tak działo się w 1854 r., gdy Wielka Brytania, Francja i Turcja rozpoczęły wojnę z Rosją i pod egidą Adama Czartoryskiego zaczęto formować w Konstantynopolu polskie wojsko. Pierwsza z jednostek – pułk kozaków sułtańskich, dowodzony przez Michała Czajkowskiego, trafił nawet na front. Gdzie wyróżnił się brawurowym odbiciem z rąk Rosjan Bukaresztu. Jednak, choć wojnę krymską Rosja przegrała, w traktacie pokojowym nikt się nie zająknął o odbudowie Rzeczpospolitej. Zaś sami Polacy zajęci byli już swoją tradycyjną wojną wewnątrzplemienną. Tym razem o zwłoki Adama Mickiewicza, który w listopadzie 1855 r. zmarł w Konstantynopolu.
„Skoro Mickiewicz, po raz trzeci wskazując narodowi drogę obowiązku, poszedł na Wschód i tam umarł, więc zostawić go tam i niechaj pomnik jego na pograniczu dwóch części świata usypany, widny z Bosforu i z Czarnego Morza (będzie – aut.)” – napisał Walerian Kalinka w liście do Adama Czartoryskiego. Pomysł przywódców Hotelu Lambert usypania wielkiego kopca Mickiewicza nad cieśniną Bosfor doprowadził do wściekłości działaczy ugrupowań demokratycznych. „Czartoryszczyzna chce Mickiewicza na czyfliku (folwarku – aut.) pochować! Nie możemy pozwolić na to!” – ogłosił w liście otwartym Zygmunt Miłkowski (znany pod pseudonimem Teodor Tomasz Jeż). Polsko-polską wojnę wygrali demokraci i ciało wieszcza przewieziono z Turcji do Paryża, by pochować na cmentarzu Montmorency. Tak dobiegały końca bliższe związki przedstawicieli nieistniejącej Rzeczpospolitej z Turcją. Zmiana układu siły w Europie, gdy Niemcy i Austro-Wegry sprzymierzyły się przeciw Rosji, oznaczała, że sprawa polska znów może zainteresować Europę i niekoniecznie tylko w Stambule znajdzie swoich orędowników.
Gdyby Kremlowi udało się odbić z rąk tureckich Konstantynopol i koronować imperatorową Annę w bazylice Hagia Sophia, to wówczas mit Rosji jako trzeciego Rzymu w końcu by się ziścił