Resort energetyki miał być receptą na chaos kompetencyjny sektora energetyczno- -paliwowego. Nowy urząd rodzi się jednak w bólach i wszystko wskazuje na to, że chaos potrwa jeszcze przez kilka tygodni
Jeszcze kilka tygodni przed wyborami wydawało się, że pewniakiem na stanowisko ministra energetyki będzie Piotr Naimski, a jako najbardziej prawdopodobnego szefa resortu skarbu wymieniano Pawła Szałamachę. Ostatecznie jednak Szałamacha trafił do Ministerstwa Finansów, ustępując miejsca koledze z MSP z poprzednich rządów PiS Dawidowi Jackiewiczowi.
Ze względu na mocną pozycję tego ostatniego można oczekiwać, że resort skarbu nie zostanie zlikwidowany tak szybko, jak by się mogło wydawać. Według kuluarowych spekulacji Naimski znalazł się poza tym rządowym rozdaniem dlatego, że nowy resort energetyki ma mieć mniejsze kompetencje, niż wcześniej zakładano. – Mogę jedynie powiedzieć, że struktura rządu jest trochę inna, niż była planowana, ale nie chcę tego komentować – tłumaczył sam Naimski w jednym z wywiadów. Kiepsko miały się również układać jego wcześniejsze stosunki z szefową rządu.
Okazało się bowiem, że nadzór nad spółkami energetycznymi pozostanie na razie w Ministerstwie Skarbu. W piątek Henryk Baranowski został powołany na wiceministra odpowiedzialnego za nadzór nad tym sektorem. Ten były menedżer – m.in. był prezesem PSE i zasiadał w zarządach PGE i Alstomu – ma dobre rozeznanie w praktyce funkcjonowania sektora i jeszcze przed wyborami wymieniano go jako osobę, która będzie miała sporo do powiedzenia, jeśli chodzi o personalia w spółkach energetycznych. Nadzór nad koncernami energetycznymi ma zostać przekazany do nowego resortu nieco później. Najpierw jednak resort skarbu w wielu z nich wymieni zapewne zarządy. Dopiero potem trafią pod skrzydła nowego resortu.
Co bardziej zaskakujące, choć minister energetyki ma nadzór nad górnictwem, to pełnomocnikiem do spraw reformy tej branży pozostaje Wojciech Kowalczyk, który wciąż zasiada w fotelu wiceministra skarbu. Na pozostanie Kowalczyka miał nalegać sam minister Krzysztof Tchórzewski, co skądinąd wydaje się logiczne, skoro pilotuje on restrukturyzację branży od początku roku. Zmiana na tym stanowisku mogłaby zakłócić i tak idący jak po grudzie proces, co w obecnej sytuacji Kompanii Węglowej mogłoby być dla tej spółki zabójcze.
Obecny podział kompetencji przypomina zatem nieco układ z poprzedniej koalicji z tą różnicą, że resort gospodarki został zastąpiony przez resort energetyki. Tchórzewski będzie odpowiadał za strategię dla sektora, ale operacyjny nadzór nad spółkami będzie miał – przynajmniej na razie – minister skarbu. Minister energetyki zapowiada, że przejęcie spółek przez nowy resort nastąpi w ciągu miesiąca. Niejasne pozostają również kompetencje nowego ministra, jeśli chodzi o OZE. Część prawników uważa, że z nowelizacji ustawy o działach można wywnioskować, iż pozostaną one w gestii Ministerstwa Rozwoju, który przejmie kompetencje Ministerstwa Gospodarki.
Także kwestia polityki klimatycznej – której wpływ na sektor energetyczny trudno przecenić – ma pozostać w gestii Ministerstwa Środowiska. Wygląda więc na to, że nowe ministerstwo na starcie zostało niejako skazane na nadzór nad górnictwem, ale to oznacza, że nowemu ministrowi pracy nie zabraknie. Obecny stan przejściowy sprawia jednak, że pytanie, czy będzie on miał narzędzia do skutecznych działań, pozostaje otwarte. ©?