Wieża Eiffla w Paryżu całkowicie wygaszona. To najbardziej widoczny obecnie znak żałoby narodowej we Francji po najbardziej krwawych w historii kraju zamachach terrorystycznych. W piątkowy wieczór w atakach w centrum Paryża zginęło co najmniej 129 osób, a ponad 350 jest rannych.

Wczoraj wieczorem Francuzi w całym kraju przychodzili do symbolicznych miejsc w swoich miastach i zapalali znicze. Tak było m.in. na placu Republiki w Paryżu. To jedno z najbardziej symbolicznych miejsc dla francuskiej państwowości. Wielu młodych Francuzów podkreślało przy tym, że nie można obarczać muzułmanów winą za tragedię. „To wina ekstremistów, zwłaszcza tych religijnych. Tych z Państwa Islamskiego, którzy próbują zawładnąć całą społecznością i przyjeżdżają na teren Francji. To nie francuscy muzułmanie zaatakowali. To nie jest tak” - mówi mieszkaniec Paryża Javier.

Wśród Francuzów pojawiają się jednak także głosy, że to, co się stało, jest winą prezydenta Francois Hollande’a, który zaangażował wojsko w naloty w Syrii. To właśnie tym napastnicy mieli tłumaczyć przeprowadzenie zamachów w Paryżu.

Jak relacjonuje z francuskiej stolicy specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, ulice Paryża, które jeszcze rano były puste, wieczorem powoli zapełniały się ludźmi. Dzisiaj w południe w całej Francji mieszkańcy minutą ciszy uczczą pamięć ofiar.

Do ataków przyznało się tzw. Państwo Islamskie, które zapowiada dalsze zamachy. Prezydent Francji Francois Hollande oświadczył, że jest to wypowiedzenie wojny przez islamistów. Władze wprowadziły w całej Francji stan wyjątkowy.