Imigranci to trudny temat, a dla Polski najważniejsze powinno być sprowadzenie rodaków, którzy chcą wrócić do kraju. Tak o kwestii przyjęcia uchodźców mówi kandydatka PiS na premiera Beata Szydło.

Wiceszefowa największej partii opozycyjnej zaznaczała w radiowej Jedynce, że Polsce łatwiej byłoby przyjąć imigrantów będących chrześcijanami.

Tymczasem wczoraj rząd Ewy Kopacz podtrzymał zapowiedź przyjęcia 2 tysięcy Syryjczyków i mieszkańców Erytrei. "Rzeczpospolita" napisała, że to wynik szantażu Niemiec, które zasugerowały, że jeśli Warszawa nie przyjmie uchodźców, to kraje południa Europy nie utrzymają sankcji wobec Rosji.

Szydło ma nadzieję, że do takiej sytuacji nie doszło. "Nie chciałabym, żeby okazało się, że polski rząd został do czegoś zmuszony. Wszystkie decyzje powinien podejmować suwerennie i z pełną odpowiedzialnością" - mówiła posłanka PiS. Zaznaczyła, że Polska powinna bardziej zadbać o tych rodaków, którzy chcą wrócić do kraju. Wymieniła tu między innymi potomków Polaków ze Wschodu a także innych emigrantów.

Wicepremier Tomasz Siemoniak mówił wcześniej w radiowej Jedynce, że rządowi udało się wywalczyć zapis o braku obowiązkowych kwot imigrantów dla państw Unii Europejskiej. Jego zdaniem, nie było mowy o żadnym szantażu ze strony Niemiec.

Ministrowie spraw wewnętrznych krajów Wspólnoty próbowali wypracować wczoraj kompromis w sprawie uchodźców, ale ich deklaracje okazały się niewystarczające. Polska podtrzymała swoją gotowość do przyjęcia 2 tysięcy osób. Komisja Europejska chciała na początku, aby nasz kraj przyjął łącznie ponad 3500 osób.

Tymczasem Węgry i Austria nie zgodziły się na przyjęcie żadnych imigrantów, którzy przedostali się do Włoch i Grecji.