Większość rodzin ofiar katastrofy samolotu Germanwings, który rozbił się w Alpach Prowansalskich, nie chce zostać tam na noc. Tymczasem eksperci zadają sobie pytania o motywację drugiego pilota, który był sprawcą tragedii. Zginęło 150 osób.

Dla bliskich tych, którzy zginęli, przygotowano niemal półtora tysiąca łóżek, by mogli, o ile sobie tego życzą, spędzić noc we wsi najbliżej położonej miejsca katastrofy. Wielu mieszkańców chciało ich przygarnąć pod własny dach.

Jednak większość postanowiła wrócić do Niemiec i do Hiszpanii, skąd pochodziło najwięcej ofiar. Wcześniej w dwóch wioskach odbyły się dwie odrębne ceremonie żałobne. W jednej udział wzięły rodziny sześciu członków załogi. Bliscy pasażerów dotarli na to zagubione w Alpach Prowansalskich miejsce w osobnych autokarach. Dla nich ceremonia odbyła się u stóp przełęczy - to za nią uderzył w skalistą ścianę Airbus A320.

Uroczystość odbyła się w całkowitym milczeniu. W reakcji na tragedię liczne linie lotnicze wprowadziły obowiązek obecności w kokpicie dwóch osób w przypadku, gdy jeden z pilotów musi go opuścić. Otwartą sprawą pozostaje motywacja sprawcy - samobójstwo, zamach, nagły atak depresji czy zemsta na liniach Lufthansa. Jutro zostaną wznowione poszukiwania drugiej czarnej skrzynki, ale przede wszystkim szczątków ofiar. Ich identyfikacja może potrwać długie tygodnie.