Stanom Zjednoczonym znów grozi "shutdown", czyli częściowy paraliż publicznych instytucji kraju. Ostatni raz do takiej sytuacji doszło w październiku 2013 roku.

Kością niezgody są dekrety imigracyjne prezydenta Baracka Obamy. Bezpośrednio zagrożona jest działalność resortu bezpieczeństwo narodowego.

Biały Dom zarzuca Partii Republikańskiej, że jej działania doprowadzą do paraliżu bezpieczeństwa kraju. Zdominowany przez to ugrupowanie amerykański Kongres nie chce poprzeć prezydenckich dekretów imigracyjnych. Dzięki nim blisko 5 milionów osób mieszkających w Stanach Zjednoczonych czasowo zalegalizowałoby swój pobyt.

Republikanie w styczniu przegłosowali ustawę, która nie zezwala na przeznaczanie środków na politykę imigracyjną rządu proponowaną przez Baracka Obamę. "Takie stanowisko nie tylko uderzy w gospodarkę, ale też odbije się na naszym bezpieczeństwie. Służby robią wszystko, aby nic nam nie zagrażało" - podkreślał amerykański prezydent.

Biały Dom zapowiedział, że zawetuje wszelkie działania Republikanów mające na celu obalenie wejścia w życie przepisów dotyczących nielegalnych emigrantów. Jeżeli impas na linii Demokraci - Republikanie nie zostanie zażegnany do 1 marca, to pracownicy odpowiadający za bezpieczeństwo na granicy czy lotniskach będą musieli pracować za darmo. Środki przeznaczone na ten cel wygasną w ciągu pięciu dni.