Unia Europejska czeka na wyniki dzisiejszych rozmów pokojowych w Mińsku. W białoruskiej stolicy spotykają się przywódcy Niemiec, Francji, Ukrainy i Rosji. Rezultaty tego spotkania omówione zostaną jutro w Brukseli, na europejskim szczycie. Nie brak krytycznych głosów, że Unia została odsunięta, a Władimir Putin kolejny raz gra na czas.

Przy stole negocjacyjnym w Mińsku nie będzie dziś przedstawiciela Unii Europejskiej. Będą przywódcy dwóch unijnych krajów. W rozmowach uczestniczą Angela Merkel i Francois Hollande, ale nie ma wątpliwości, że pierwsze skrzypce gra niemiecka kanclerz.

"Stawiamy wciąż na dyplomatyczne rozwiązanie, mimo wielu niepowodzeń i wkrótce zobaczymy, czy wszystkie strony są gotowe, by osiągnąć porozumienie" - mówiła przedwczoraj w Waszyngtonie Angela Merkel, która przejęła inicjatywę.

"Spotkanie mińskie przywołuje takie oczekiwanie, że może potrzebny jest nowy format, rozszerzony o stronę europejską czy amerykańską" - mówił z kolei przedwczoraj w Brukseli minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna.

Podobno do rozmów próbowali włączyć się Amerykanie, ale nie zgodził się na to rosyjski prezydent. W Brukseli można usłyszeć, że Władimir Putin rozmawia z tymi, z którymi chce i kolejny raz obnaża też słabości unijnej polityki zagranicznej. A zorganizowanie rozmów w Mińsku, dzień przed europejskim szczytem, niektórzy odczytują jako próbę zyskania czasu przez rosyjskiego prezydenta. Unia zwleka bowiem z decyzjami dotyczącymi nowych sankcji w oczekiwaniu na wyniki rozmów.