"Stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej to urząd wymagający otwartości na pomysły innych osób" - mówi dyrektor Europejskiej Akademii Dyplomacji, Katarzyna Pisarska. Dlatego premier Donald Tusk, dla którego ważny jest wschodni kierunek polityki europejskiej, nie powinien mieć problemu we współpracy z nową szefową unijnej dyplomacji Federicą Mogherini, kojarzoną z prorosyjskimi poglądami. Jak mówi ekspert, możemy mieć sytuację, w której ci politycy bardzo szybko nie tylko znajdą kompromis, ale nawet wspólne stanowisko w obszarze wschodniej polityki Unii. atarzyna Pisarska wylicza niektóre ważne punkty w polityce europejskiej, takie jak rozwój gospodarczy czy kwestia bezrobocia i dodaje, że Donald Tusk będzie miał za zadanie pogodzić rozbieżne interesy różnych państw. Innym zadaniem nowego przewodniczącego będzie wskazywanie nowych kierunków w polityce zagranicznej.
"Taki wybór oznacza, że kompetencje polityczne Donalda Tuska są doceniane w Europie"- mówi politolog i publicysta Kazimierz Wóycicki z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem wybór Tuska oznacza, że Polska uzyskała wielki wpływ na politykę europejską. Politolog uważa, że choć będzie trzeba negocjować stanowiska z wieloma stronami, polskie idee będą promowane w Unii. "Ten wybór oznacza większy prestiż dla Polski" - mówi dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcin Zaboro wski. Dla Unii Europejskiej natomiast oznacza to przywództwo osoby o innej wrażliwości geopolitycznej. Jak tłumaczy dyrektor PISM, tę sytuację można porównać do tego, co opisał Jan Paweł II mówiąc, że Europa oddycha dwoma płucami. Europa właśnie zyskała drugie płuco - mówi Marcin Zaborowski. Jak podkreśla ekspert, w Europie doceniono to, że jesteśmy jedynym krajem, który nie został dotknięty przez recesję, a nasze społeczeństwo to euroentuzjaści. My z naszego podwórka tego nie widzimy, natomiast z zewnątrz, kiedy patrzy się na Polskę z Czech, ze Słowacji czy Ukrainy, wyglądamy na kraj sukcesu - wyjaśnia Zaborowski.
Europeista Jerzy Andrzej Wojciechowski uważa, że wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej to nie tylko prestiż, lecz także realne możliwości oddziaływania na politykę europejską. Nie jest to jednak "prezydent" UE, lecz osoba, która realizuje politykę Rady - mówi Wojciechowski. Zdaniem eksperta, z którym rozmawiała Informacyjna Agencja Radiowa, przyszła wysoka przedstawicielka Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i obecny polski premier będą musieli ściśle współpracować, bo oboje są reprezentantami UE na zewnątrz. W opinii Jerzego Andrzeja Wojciechowskiego, stanowisko dla premiera Donalda Tuska nie oznacza bezpośrednich korzyści dla Polski, ale przewodniczący Rady Europejskiej może pośrednio wpływać na zagadnienia, którymi zajmują się przywódcy europejscy. Donald Tusk zastąpi na stanowisku szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya.
Komentarze(10)
Pokaż:
Donald Tusk jest idealnym, spełniającym surowe „europejskie” wymagania kandydatem do unijnego, urzędniczego stanowiska. Jest przede wszystkim kandydatem odpowiednio, gruntownie wykorzenionym z polskiego nacjonalizmu. Już dawno, w 1987 w piśmie Znak publicznie oświadczył, że polskość to dla niego nienormalność; że polskość wywołuje u niego niezmiennie odruch buntu: historia, geografia i pech dziejowy Polski, to dla kandydata D. Tuska, polskiego premiera, niechciane brzemię, którego nie ma on specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafi.Unijni decydenci z Niemiec, Francji czy Wlk. Brytanii z pewnością wzięli pod uwagę też inne oświadczenia kandydata i postanowili mu w cierpieniu pomóc, oferując intratne stanowisko poza Polską. Zwłaszcza, iż kandydat użalał się, że „piękniejsza od Polski jest [dla kandydata] ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej, i która nas tak często [ta Polska] ogłupia, zaślepia i prowadzi w krainy mitu, bo sama jest mitem”. Polskość kojarzy się kandydatowi Tuskowi, było nie było polskiemu premierowi, z przegraną i pechem. Kandydat D.Tusk nigdy swego zdania o Polsce i polskości nie zmienił ani nie odwołał, przeciwnie, robił wszystko, też jako premier, by zaprowadzić w rządzonym przez siebie państwie swoją „normalność”, a wyrwać tę znienawidzoną polską „nienormalność”, te „zbiorowe kompleksy”, „etosy przegranych nie pogodzonych ze swą przegraną”.I tak, młodzieńcze marzenia kandydata D.Tuska o ucieczce z Polski i od polskości spełniają się. Ucieka od Polski, od jej nienormalnej polskości do unijnej „normalności”, gdzie ślimak jest rybą, marchewka owocem, prosta drabina ma długą instrukcję obsługi, gdzie świnie muszą w chlewni słuchać muzyki a kurom maluje się pazurki. Gdzie z rana można sobie określić dogodną na dany dzień płeć, jedną z 57 do „dyspozycji”, z możliwością wielokrotnej zmiany w międzyczasie.
Trudno uwierzyć, że Donald może się przydać UE. Łatwiej, że stanowisko w UE przyda się jemu. W Polsce ukradli już wszystko co się dało ukraść, zmarnowali wszystko co się dało zmarnować, nawet ośmiorniczki łykowate się zrobiły. Nie ma tu po co tu siedzieć. W Brukseli ośmiorniczki z całą pewnością są lepiej przyrządzane.
Donald Tusk jest idealnym, spełniającym surowe „europejskie” wymagania kandydatem do unijnego, urzędniczego stanowiska. Jest przede wszystkim kandydatem odpowiednio, gruntownie wykorzenionym z polskiego nacjonalizmu. Już dawno, w 1987 w piśmie Znak publicznie oświadczył, że polskość to dla niego nienormalność; że polskość wywołuje u niego niezmiennie odruch buntu: historia, geografia i pech dziejowy Polski, to dla kandydata D. Tuska, polskiego premiera, niechciane brzemię, którego nie ma on specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafi.decydenci z Niemiec, Francji czy Wlk. Brytanii z pewnością wzięli pod uwagę też inne oświadczenia kandydata i postanowili mu w cierpieniu pomóc, oferując intratne stanowisko poza Polską. Zwłaszcza, iż kandydat użalał się, że „piękniejsza od Polski jest [dla kandydata] ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej, i która nas tak często [ta Polska] ogłupia, zaślepia i prowadzi w krainy mitu, bo sama jest mitem”. Polskość kojarzy się kandydatowi Tuskowi, było nie było polskiemu premierowi, z przegraną i pechem. Kandydat D.Tusk nigdy swego zdania o Polsce i polskości nie zmienił ani nie odwołał, przeciwnie, robił wszystko, też jako premier, by zaprowadzić w rządzonym przez siebie państwie swoją „normalność”, a wyrwać tę znienawidzoną polską „nienormalność”, te „zbiorowe kompleksy”, „etosy przegranych nie pogodzonych ze swą przegraną”.
Niemców bardzo martwiły ostatnie kłopoty ich warszawskiego faworyta. Pewnie doszli do wniosku, że czas zadziałać, aby przedłużyć Tuskowi możliwość dalszego funkcjonowania na rzecz „partnerskich relacji”. Dziś nie kryją zadowolenia z pomyślnego dla nich obrotu spraw.