Dziś w Berlinie spotkanie szefów dyplomacji Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji. Tematem będzie sytuacja na wschodniej Ukrainie, gdzie od kilku miesięcy trwa operacja antyterrorystyczna. Ukraińska armia walczy tam z prorosyjskimi bojówkami. Kijów oskarża Rosję o wspomaganie separatystów. Szef Ukraińskiej dyplomacji wiąże ze spotkaniem w Berlinie pewne nadzieje.

Według Kijowa to Rosja zasila bronią i najemnikami rebeliantów na wschodzie. Moskwa systematycznie zaprzecza. Jednak zdjęcia zachodnich dziennikarzy, którzy udokumentowali wjazd rosyjskich wozów bojowych na terytorium Ukrainy wywołał ostre reakcje zachodu. To najpewniej będzie przedmiotem rozmów szefów dyplomacji. Poza tym przy wschodniej granicy wciąż stacjonuje rosyjski konwój humanitarny. Jego wjazdu na Ukrainę obawiają się władze w Kijowie, ponieważ, jak argumentują, może to być okazja do prowokacji i kolejnej eskalacji konfliktu. Nie wiadomo, czy na spotkaniu zapadną wiążące decyzje prowadzące do deeskalacji napięcia na wschodzie Ukrainy.

Szef ukraińskiej dyplomacji Pawło Klimkin ma na to nadzieje. Jednak, jak zaznacza, stół rozmów może okazać się zarówno okrągłym, jak i kwadratowym. W spotkaniu na szczycie zabraknie Polski - postrzeganej, jako orędownika spraw Ukrainy w Europie. Wczoraj po południu Pawło Klimkin i Radosław Sikorski odbyli rozmowę telefoniczną. Szef ukraińskiej dyplomacji, relacjonując rozmowę z szefem polskiego MSZ podkreślał, że Polska popiera dialog z Rosją, ale cel takich kontaktów powinien być zasadniczy - zmiana rosyjskiej polityki w stosunku do Ukrainy.