Na placu boju o niemiecki urząd kanclerski zostało już tylko dwóch kandydatów. W przedbiegach odpadł minister zdrowia, a to niejedyna polityczna ofiara koronawirusa

250 tys. euro zgarnął Nikolas Löbel, były już poseł Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU). Tyle firma obrotnego 34-latka z Mannheim zarobiła na pośredniczeniu w handlu maseczkami ochronnymi. Po presji partyjnych kolegów Löbel złożył mandat poselski i wycofał się z polityki. Dłużej ciągnie się kryzys wokół innego chadeka, posła sprzymierzonej z CDU Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) Georga Nüßleina, który miał wziąć łapówkę za ułatwienie prywatnej firmie sprzedaży maseczek. Wartość kontraktu idzie w miliony. Sam zainteresowany twierdzi, że jest niewinny, ale wydaje się, że jego dymisja to tylko kwestia czasu. Na razie został zawieszony.
To nie są jedyne polityczne ofiary COVID-19 w ostatnim czasie. Choć koalicja CDU/CSU prowadzi w sondażach przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi i dalej ma ponad 30 proc. poparcia, to według różnych agencji badawczych w ostatnich tygodniach, jeszcze przed wybuchem afery Löbela, straciła 3–4 pkt proc. Spadek to m.in. efekt ciągnącego się od miesięcy zamknięcia części gospodarki (wielkim wydarzeniem było niedawne otwarcie salonów fryzjerskich) oraz idącej ze średnim powodzeniem akcji szczepionkowej w kontekście niespełnionych zapowiedzi kanclerz Angeli Merkel i ministra zdrowia Jensa Spahna. Coraz częściej pojawiają się głosy, że czas obostrzeń został zmarnowany i nie przygotowano żadnej spójnej strategii pozwalającej na otwieranie gospodarki.
We własnych oczach z pandemicznego prymusa Niemcy spadają do roli średniaka. Spahn jeszcze kilka miesięcy temu dzięki sukcesom w walce z wirusem był wymieniany jako jeden z trzech kandydatów na kanclerza. Ale jego polityczna gwiazda równie szybko zgasła. Teraz o fotel następcy Merkel biją się szefowie siostrzanych partii chadeckich: niedawno wybrany na przewodniczącego CDU Armin Laschet oraz Markus Söder z bawarskiej CSU. Zwyczajowo to szef CDU zostaje kandydatem na kanclerza, ale np. w 2002 r. Merkel ustąpiła miejsca Bawarczykowi Edmundowi Stoiberowi. Po wyborach okazało się jednak, że to nie chadecja będzie desygnowała kanclerza i Stoiber obszedł się smakiem.
W niedzielę odbędą się wybory do parlamentów krajów związkowych w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie. – Jeżeli chadecji nie uda się zdobyć 30 proc. głosów w Badenii, Laschet będzie miał gorszą pozycję negocjacyjną z Söderem. Na razie to ten pierwszy jest faworytem, ale porażka może zmniejszyć jego szanse na urząd kanclerski – wyjaśnia DGP Kamil Frymark z Ośrodka Studiów Wschodnich.
– W Nadrenii-Palatynacie chadecja ma szansę na pierwsze miejsce, ale nawet wtedy pozostanie w opozycji. W tym wypadku nie powinno to znacząco wpłynąć na walkę między liderami chadecji – dodaje ekspert. O ile wygrana chadecji we wrześniowych wyborach do parlamentu na razie nie wydaje się zagrożona, o tyle wciąż niejasne jest, kto będzie jej koalicjantem w przyszłym rządzie. Od miesięcy drugą siłą według prognoz są Zieloni, którzy dawno już przegonili Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD). Największe szanse daje się więc koalicji czarno-zielonej.
Jednak konkurenci nie składają broni. By zwiększyć swoje notowania, współrządząca SPD wraca do politycznych korzeni. „Przejawem programowego przesuwania się SPD na lewo jest m.in. zaostrzenie jej stanowiska w debacie o polityce bezpieczeństwa oraz propozycje dotyczące programu wyborczego. Ma to pomóc socjaldemokratom w odbudowie wizerunku czołowej partii niemieckiej lewicy oraz w przejęciu tych wyborców Zielonych, którzy są mniej zadowoleni z przesunięcia partii ku centrum” – pisze w niedawnym raporcie Lidia Gibadło z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
„Procesy zachodzące w SPD, a także w pozostałych ugrupowaniach, wskazują, że po wyborach do Bundestagu na niemieckiej scenie partyjnej może dojść do zamiany miejsc: Zieloni zajmą pozycję partii centrum, a SPD stanie się dla nich alternatywą prezentującą bardziej lewicowe postulaty”. Szanse na realizację tego scenariusza wzrosną, jeśli Zieloni stworzą koalicję z chadekami – dodaje analityczka. Swego rodzaju zmartwychwstanie można z kolei obserwować u liberałów z Wolnej Partii Demokratycznej (FDP). W ciągu ostatnich miesięcy zyskali w różnych sondażach po 2–3 pkt proc. i popiera ich co dziesiąty Niemiec. FDP buduje kapitał polityczny na konsekwentnej krytyce polityki pandemicznej rządu.
– Podstawowe pytanie brzmi, kto najbardziej skorzysta z niezadowolenia w kraju. Na razie wszystko wskazuje na to, że to niezadowolenie jeszcze potrwa – komentował publicysta Albrecht von Lucke na portalu Politico.eu i dodawał, że szanse liberałów są zależne od tego, jak z pandemią poradzi sobie koalicja. Może się zdarzyć tak, że przyszły kanclerz z chadecji, ktokolwiek nim nie zostanie, będzie od jesieni współrządził właśnie z liberałami. ©℗