Mija trzeci dzień katastrofy lotniczej w Topolowie. W sobotę samolot ze skoczkami spadochronowymi spadł na ziemię. Na pokładzie było 12 osób. 11 poniosło śmierć, jedna przeżyła.

Wójt gminy Mykanów, gdzie doszło do wypadku, ogłosił żałobę. Potrwa ona do soboty. Flagi państwowe i gminne na budynkach publicznych zostały opuszczone do połowy i przewiązane czarnym kirem. Zabroniono także organizowania na terenie gminy publicznych imprez o charakterze rozrywkowym. Maria Szczepaniuk, sekretarz gminy Mykanów powiedziała, że nigdy w historii rejonu nie doszło do takiej tragedii. Dlatego żałoba to nie tylko formalność, bo cała społeczność mocno przeżywa sobotnie wydarzenia.

Przedstawiciele gminy złożyli kondolencje rodzinom ofiar i podziękowali służbom ratowniczym i mieszkańcom Topolowa za pomoc w akcji ratowniczej. Odwiedzili także domy w pobliżu miejsca katastrofy, aby zaoferować świadkom tragedii pomoc.

Nieszczęśliwy wypadek przeżył jeden mężczyzna. Dziś opuści on Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Częstochowie. Jednak na wyraźne życzenie rodziny nie podawane są informacje dokąd zostanie przetransportowany. Beata Marciniak, rzecznik częstochowskiego szpitala powiedziała, że zgodę na opuszczenie placówki przez pacjenta wyrazili lekarze-neurochirurdzy, którzy "odpowiednio zaopatrzą go na czas transportu". Jak dodała Beata Marciniak, mężczyzna prosił o przekazanie podziękowań strażakom i mieszkańcom Topolowa za pomoc i akcję ratowniczą.

Tymczasem biegli badający sprawę wypadku samolotu Piper Navajo orzekli, że przyczyną katastrofy była awaria lewego silnika. Jak zaznaczał Cezary Orzech, ekspert lotniczy - wznoszenie to jeden z najbardziej krytycznych momentów podczas całego lotu. Wtedy silniki pracują na maksymalnych obrotach. Jednak samoloty, które mają dwa silniki "są tak konstruowane, że na jednym silniku powinno się dokończyć wznoszenie, a przynajmniej dolecieć do lotniska i wylądować". Dlatego, zdaniem Orzecha, przyczyny katastrofy są złożone. "Zawsze jest to splot nieszczęśliwych wypadków. Nigdy w historii lotnictwa nie zdarzyło się tak, aby jedna przesłanka doprowadziła do katastrofy" - tłumaczył.

Tylko 2 procent wypadków w powietrzu zdarza się podczas samego lotu.

Do pozostałych katastrof dochodzi zwykle podczas startu lub lądowania.

Wrak samolotu, który w sobotę rozbił się w Topolowie, zostanie dziś

wywieziony z miejsca katastrofy. Część jego elementów trafi do specjalistycznego laboratorium. Pozostałe przewiezione zostaną do zadaszonego miejsca jako dowód w sprawie katastrofy.

Ważną częścią badań będzie sprawdzenie silników maszyny. Marian Sławiński - ekspert Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych mówił, że możliwym jest, iż sprawdzona zostanie ich historia. W tym celu często sięga się do dokumentacji produkcyjnej.

Fakt, że samolot był zarejestrowany w Stanach Zjednoczonych nie

powinien być przeszkodą w prowadzonym śledztwie - dodał Marian Słowiński. Ekspert zapewniał, że barierą nie jest ani język, ani standard dokumentacji.

Po zakończeniu prac w miejscu katastrofy Pipera Navajo Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych uda się na lotnisko w Rudnikach. Śledczy sprawdzą dokumentację dotyczącą maszyny, która bazowała tam od maja. Andrzej Pussak - wiceprzewodniczący komisji mówił, że musi ona przeprowadzić jeszcze bardzo wnikliwy rekonesans "pod kątem gdzie ten samolot był przebazowywany i w jakich warunkach".

Wstępny raport dotyczący przyczyn katastrofy zostanie opublikowany w ciągu 30 dni.