Nicolas Sarkozy został 1 lipca osadzony w areszcie - jeszcze nigdy w historii V Republiki coś takiego nie przydarzyło się byłemu prezydentowi. Sarkozy spędził na przesłuchaniach 15 godzin, po czym późnym wieczorem przewieziono go do sądu, gdzie usłyszał zarzut "czynnej korupcji" oraz wykorzystywania wpływów związanych z najwyższym stanowiskiem w państwie.

Nicolas Sarkozy został uznany za podejrzanego w dochodzeniu dotyczącym nadużywania stanowiska oraz podsłuchów telefonicznych. W tym pierwszym przypadku zatrzymano dwóch adwokatów Sądu Kasacyjnego, który w zamian za obiecane przez Sarkozy’ego awanse mieli dostarczać mu informacje o toczących się przeciwko niemu dochodzeniach. Chodziło przede wszystkim o sprawę nielegalnego finansowania kampanii prezydenckiej w 2007 roku, w tym z kasy byłego dyktatora Libii Muammara Kaddafiego.

W sprawie podsłuchów prywatnych rozmów telefonicznych Sarkozy’ego, w areszcie osadzono także jego adwokata. Ten bowiem - podejrzewając, że rozmowy byłego prezydenta są kontrolowane - doradził mu, aby w czasie rozmów podawał się za inną osobę. Tymczasem podszywanie się pod czyjąś tożsamość jest we Francji karalne.

Mimo że były centroprawicowy prezydent dopiero usłyszał zarzuty, dla socjalistów i całej francuskiej lewicy jest już skazany. Dla republikańskiej prawicy cała sprawa jest zaś prowokacją polityczną mającą skompromitować w oczach ewentualnego elektoratu zyskującego coraz większą popularność polityka, podczas gdy obecny prezydent socjalista Francois Hollande traci ją w rekordowym tempie.