Sto lat temu dwie kule zmieniły bieg historii. W Sarajewie zginęli wówczas następca tronu Austro-Węgier arcyksiążę Ferdynand i jego żona Zofia. Miesiąc później wybuchła I wojna światowa. Do zamachu doszło 28 czerwca 1914 roku.

Historyk prof. Włodzimierz Borodziej mówi, że wywiad ostrzegał, ale arcyksiążę nie posłuchał i pojechał do Sarajewa. Dodatkowo wizyta przypadała na dzień Świętego Wita czyli rocznice bitwy na Kosowym Polu. Zamachowiec Gavrilo Princip był młodym nacjonalistą, członkiem organizacji Młoda Bośnia.

Tego dnia zbieg okoliczności sprzyjał zamachowcom, bo Gavrilo Princip nie był jedynym - tłumaczy prof. Borodziej. Ochrona policyjna była niewystarczająca, zamachowców było kilku. Po pierwszej nieudanej próbie zamachu - ranne zostały inne osoby z otoczenia następcy tronu - arcyksiążę postanowił je odwiedzić w szpitalu, zmieniono trasę przejazdu. Kierowca limuzyny z Ferdynandem i jego żoną dodatkowo pomylił drogę, a gdy na zakręcie zwolnił - Gavrilo Princip strzelił.

Losy zabójcy arcyksięcia były tragiczne, Princip trafił do więzienia i po czterech latach umarł w męczarniach - mówi historyk. Zamachowiec otrzymał karę dożywotniego więzienia, był zbyt młody na karę śmierci. Skonał w strasznych męczarniach po czterech latach. Historyk dodaje, że do dziś toczy się dyskusja czy Gavrilo Princip to bohater czy zdrajca.

W 1914 roku władze cesarsko - królewskie wmurowały tablicę upamiętniającą tragiczną śmierć arcyksięcia, za czasów Jugosławii w Sarajewie upamiętniono Principa, po 1945 ponownie zawisła tablica ku czci zamachowca, a w latach 90-tych w Sarajewie zdemontowano tablice pamiątkowe - wyjaśnia historyk.

Miesiąc po zabójstwie arcyksięcia wybuchła I wojna światowa, która całkowicie zmieniła Europę. Skończyła się epoka wielkich mocarstw, powstały państwa narodowe, w tym Polska.