Najnowszą aferę podsłuchową wśród polskich polityków niektórzy porównują z aferą Watergate. Według korespondenta Polskiego Radia w Waszyngtonie porównanie to jest jednak nieadekwatne. Amerykańskie sądy zajmowały się jednak kwestią publikacji podsłuchanych rozmów przez media.

Istotą afery Watergate było nadużycie władzy przez prezydenta Richarda Nixona i jego współpracowników, a podsłuchy w siedzibie Partii Demokratycznej były jednym z przejawów ich nielegalnej działalności. Ludzie Nixona stosowali też wiele innych "brudnych metod" wobec przeciwników politycznych wykorzystując służby państwowe takie jak FBI, CIA i Urząd Podatkowy. Próbowali także tuszować swoje przestępstwa. Z tego powodu trudno znaleźć odniesienia Watergate do afery jaka wybuchła po ujawnieniu "taśm tygodnika Wprost".

W 2001 roku amerykański Sąd Najwyższy zajmował się kwestią publikacji przez media rozmów podsłuchanych przez osoby trzecie. Sprawa dotyczyła stacji radiowej z Pensylwanii, która wyemitowała prywatną rozmowę telefoniczną przedstawicielki związków zawodowych Glorii Bartnicki podczas negocjacji układu zbiorowego dla nauczycieli. Kobieta groziła w niej przemocą wobec przedstawicieli lokalnej Rady Szkolnictwa co upublicznili dziennikarze. W swojej decyzji Sąd Najwyższy uznał, że stacja radiowa nie złamała prawa publikując podsłuchaną rozmowę, ponieważ reporterzy sami nie brali udziału w nielegalnych nagraniach, nie złamali prawa zdobywając je, a przede wszystkim temat rozmowy dotyczył ważnych spraw publicznych. Sąd nie zdefiniował jednak czym są ważne sprawy publiczne i przestrzegł, że w przypadku innych nagrań wyrok mógłby być inny.