Wzrasta liczba ofiar katastrofy górniczej w Turcji. Według ostatnich danych ministra energetyki, pod ziemią zginęły 282 osoby. Jest to największa katastrofa przemysłowa w historii Turcji.

Przedwczoraj w prywatnej kopalni w Somie na zachodzie kraju prawdopodobnie wybuchł transformator. Pod ziemią było wówczas blisko 800 osób. Połowę z nich udało się uratować, ale ponad setka osób wciąż uważana jest za zaginione. Na miejscu cały czas prowadzona jest akcja ratownicza, ale mnożą się też antyrządowe protesty.

Ekipy ratownicze cały czas próbują dotrzeć do uwięzionych górników. Akcja jest jednak bardzo trudna. „Wciąż nie możemy dostać się do niektórych miejsc. Ponieważ tam cały czas jest pożar i spore stężenie tlenku węgla, ratownicy muszą od czasu do czasu się cofać. A czasu na odnalezienie żywych jest coraz mniej” - mówił dziennikarzom jeden z ratowników.

Na miejsce przyjechał turecki premier Recep Erdogan, który wcześniej ogłosił trzydniową żałobę narodową w kraju. „Jako naród, przeżywamy ogromny ból” - mówił. W czasie wizyty premiera jego auto zostało otoczone przez rozwścieczony tłum i doszło do zamieszek. Antyrządowe starcia wybuchły też w Ankarze przed ministerstwem energii i w Stambule przed siedzibą właściciela kopalni. Protestujący oskarżyli władze, że zatajają prawdę o bezpieczeństwie w prywatnych kopalniach.

Przyczyną tragedii w Somie był prawdopodobnie wybuch transformatora. Krytycy podkreślają, że stan bezpieczeństwa tureckich kopalń jest bardzo zły, a sporo górników jest zatrudnianych na czarno. Według rządowych danych, w ciągu ostatnich 14 lat w kraju doszło do ponad 1300 wypadków w których ginęli ludzie.

Tureckie służby rozpoczęły już dochodzenie w sprawie tragedii. Prywatne kopalnie w tym kraju cieszą się zazwyczaj złą sławą, bo często, by obniżyć koszty wydobycia, nie przestrzega się w nich zasad bezpieczeństwa. Władze kopalni w Soma twierdzą, że przeprowadzona dwa miesiące temu kontrola nie wykazała żadnych uchybień.

Od wczoraj w Turcji trwają protesty związkowców. Dziś na ulice ma wyjść największa centrala - Konfederacja Pracowników Sektora Publicznego (KESK), do której należy niemal ćwierć miliona pracowników.

W komunikacie na stronie związku czytamy, że ci, którzy kontynuują politykę prywatyzacji, "i którzy stwarzają zagrożenie dla życia pracowników, są winni katastrofie w Somie i muszą być pociągnięci do odpowiedzialności."