W Afganistanie trwa liczenie głosów po sobotnich wyborach prezydenckich. Według dotychczasowych danych, w głosowaniu uczestniczyło ponad 7 milionów osób spośród 12 milionów uprawnionych. Jak podaje państwowa komisja wyborcza, 34 procent głosujących stanowiły kobiety. To zdaniem ekspertów, jak na konserwatywny kraj muzułmański, bardzo wysoki wynik.

Wczorajsze wybory były historyczne, bo pierwszy raz w Afganistanie władza zostanie przekazana w sposób pokojowy, a nie w wyniku zamachu czy obalenia przywódcy. Mimo złej pogody i zagrożenia ze strony talibów, Afgańczycy tłumnie ustawiali się w kolejkach do urn.

Obywatele wybierali spośród ośmiu kandydatów, jednak wszystko wskazuje, że liczą się tak naprawdę trzy nazwiska. Największe szanse na zwycięstwo eksperci dają dwóm związanym z dotychczasowym prezydentem politykom: Zalmajowi Rasulowi, Abdullahowi Abdullahowi oraz byłemu ministrowi finansów Aszrafowi Ghaniemu. Jednak według przewidywań, żaden z nich nie otrzymał 50 procentowego poparcia, więc Afgańczycy wybiorą nowego przywódcę w drugiej turze, zaplanowanej na 28 maja.

Prezydent USA Barack Obama z zadowoleniem przyjął przebieg głosowania i wysoką frekwencję. W oficjalnym oświadczeniu podkreślał, że te wybory zdecydują o przyszłości Afganistanu i międzynarodowej pomocy dla tego kraju. Również szef brytyjskiego MSZ William Hague stwierdził, że to, iż tak wielu Afgańczyków - kobiet i mężczyzn udało się do urn, jest wielkim osiągnięciem.

Nowy prezydent będzie musiał uporać się z korupcją, prowadzić negocjacje pokojowe z talibami i zdecydować, czy podpisze umowę o współpracy w bezpieczeństwie z Amerykanami. Od tego zależy, czy wojska NATO pozostaną w Afganistanie po 2014 roku.