Sąd w Kijowie wycofał zarzuty wobec lidera AutoMajdanu. Dmytro Bułatow wieczorem opuści terytorium Ukrainy. Teraz leci na Rygę, stamtąd uda się na Litwę.

Wyjazd Bułatowa udało się załatwić dzięki negocjacjom, w których brali udział zachodni dyplomaci oraz biznesmen i opozycyjny polityk Petro Poroszenko. Ten ostatni napisał na facebooku: "To nasze wspólne zwycięstwo!" Podziękował za pomoc w negocjacjach między innymi amerykańskiemu sekretarzowi stanu Johnowi Kerry'emu, europejski komisarz Sztefan Fuele, niemiecki minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeierowi i ministrowi spraw zagranicznych Litwy Linasowi Linkevicziusowi.

Rozmowy były prowadzone w napiętej atmosferze, ponieważ do kliniki, w której przebywał Dmytro Bułatow, przyjechali śledczy, chcąc wręczyć mu powiadomienia o wszczęciu postępowania karnego dotyczącego organizacji zamieszek i nałożenia aresztu domowego. Towarzyszyły im 3 autobusy oddziałów specjalnych Berkut. Po kilkugodzinnych negocjacjach kijowski sąd unieważnił decyzję o areszcie i zamknął sprawę.

36-letni Dmytro Bułatow był jednym z liderów AutoMajdanu, czyli grupy osób wykorzystujących w antyrządowych protestach własne samochody. Pod koniec stycznia został porwany. Przez 8 dni go torturowano, a w ten czwartek został wypuszczony. Całe ciało miał pokryte ranami. Pozostali liderzy AutoMajdanu albo wyjechali do Unii Europejskiej - jak Serhij Koba, albo się ukrywają - jak Ołeksij Hrycenko.

Pierwsza akcja AutoMajdanu odbyła się po pobiciu studentów 30 listopada. Najliczniejszy był jednak wyjazd do Nowych Piotrowców pod Kijowem, gdzie jest rezydencja prezydenta Wiktora Janukowycza „Międzygórze”. Wzięło w nim udział kilkaset samochodów. Później co najmniej kilkunastu uczestników tego protestu w wyniku procesów sądowych, na podstawie wątpliwych dowodów, straciło swoje prawa jazdy na kilka miesięcy. Wielokrotnie nieznani sprawcy niszczyli też samochody aktywistów AutoMajdanu.