Niektórzy popierają prawicę, inni lewicę, a nie brakuje też takich, którzy są politycznie bierni. Wszyscy jednak zrzucają się na utrzymanie partii politycznych. Tylko w 2012 roku subwencje dla ugrupowań kosztowały nas 125 milionów złotych. Od 1 stycznia PO chce zlikwidować to źródło pieniędzy. Czy tak się stanie, rozstrzygnie już dziś Sejm.

Jacek Kurski z Solidarnej Polski stwierdził, że finansowanie partii z budżetu zdegenerowało się. Nawoływanie do zlikwidowania subwencji modne stało się także wśród działaczy PO. Publicznych pieniędzy otwarcie domagają się za to PSL i SLD. W obronie publicznych środków nieśmiało stanął także PiS, którego poseł Maciej Łopiński stwierdził, że po odcięciu partii od budżetu, finansować będą je biznesmeni.

Ile to nas kosztuje?

Polscy politycy na utrzymaniu obywateli są dzięki ustawie z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych, zgodnie z którą partie, poza subwencjami mogą utrzymywać się m. in. ze składek, darowizn, obracania posiadanym już majątkiem oraz z określonych ustawami dotacji.

W przypadku większości ugrupowań to jednak państwowe środki stanowią o zasobności. Podczas gdy subwencje wyniosły w 2012 roku 125 milionów złotych, łączna kwota składek wyniosła 4,2 miliona. Jakie środki trafią na konto partii zależy od liczby głosów.

Pieniądze z budżetu otrzymać może każda partia, której poparcie w wyborach przekroczyło 3 proc. (lub 6 proc. w przypadku koalicji). Finansowana jest więc także działalność niektórych ugrupowań, które nie znalazły się w Sejmie. Te rozliczane są najlepiej - 5,77 zł za głos. Im poparcie jest większe, tym przelicznik mniejszy. Partie z poparciem przekraczającym 30 proc. mogły w 2012 roku liczyć jedynie na 87 groszy za głos.

Najwięcej pieniędzy trafia jednak do rządzących. W 2012 Platforma Obywatelska dostała 47,6 miliona złotych. Niewiele mniej, 47,2 miliona, trafiło do Prawa i Sprawiedliwości. Skromniejsze były PSL (11,9 miliona zł) i Ruch Palikota (7,3 mln). Co roku partie składają sprawozdanie finansowe ze swojej działalności.





Ile na tym oszczędzimy?

Platforma Obywatelska wysunęła projekt, zgodnie z którym subwencje znikną już w przyszłym roku. Rządząca partia proponuje, aby ugrupowania utrzymywane były wyłącznie ze składek i darowizn. W 2012 r. PO zebrała z darowizn około miliona złotych i nieco mniej ze składek.

Z tym rozwiązaniem zgadza się Solidarna Polska, ale tylko do pewnego stopnia. Zdaniem ugrupowania subwencje należy zawiesić na czas kryzysu, przynajmniej do 2015 roku.
Partia Palikota, czyli Twój Ruch proponuje alternatywne rozwiązanie - odpis podatkowy, który, w przeciwieństwie do subwencji, byłby "dobrowolny i sprawiedliwy" oraz pozwoli obywatelom kontrolować wydatki partii.

Stanowczy sprzeciw wyszedł ze strony SLD i, będącego w koalicji z PO, Polskiego Stronnictwa Ludowego. SLD zaproponowało ograniczenie subwencji, dzięki któremu budżet państwa zaoszczędzi około 21 milionów złotych. Pod tym rozwiązaniem chętnie podpisze się także PSL.

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Jan Bury stwierdził, że „nie należy karać polskiej demokracji za to, że któraś partia jest rozrzutna”. Przypomniał tym samym o aferze z winami i cygarami, kiedy kilka miesięcy temu ujawniono jak posłowie rządzącej partii wydawali służbowe pieniądze na luksusowe dobra.

Oszczędności oszacowane przez PO to 54 miliony złotych. Doliczając do tego cofnięcie dotacji na kampanie wyborcze, w latach 2014 - 2019 pozwoli to oszczędzić 425 mln zł.

Powodu do zmian nie widzi PiS. Poseł Krzysztof Szczerski zapowiedział już, że złoży wniosek o odrzucenie wszystkich projektów. Zdaniem polityka największej opozycyjnej partii, obecny system finansowania jest optymalny i zgodny ze standardami europejskimi, a dla przeciętnego obywatela jest to „koszt paczki chipsów”. Szczerski dodał także, że pozwala to na zachowanie jawności finansów partii.