Nikt w ratuszu nie będzie miał spokojnej nocy - mówi w rozmowie z dziennik.pl Przemysław Wipler z fundacji "Republikanie". I podkreśla, że sondażowy wynik - 27,2 proc. - jest bliski progu gwarantującego ważność referendum.

Wipler podkreślił, że w czasie kampanii przedreferendalnej Hanna Gronkiewicz-Waltz nie tylko odnowiła swoje stare obietnice, ale też złożyła wiele nowych. - Kampania była wyczerpująca. Pokazała, w jakim tempie Hanna Gronkiewicz-Waltz jest w stanie pracować i teraz pani prezydent będzie musiała to utrzymać. A to nie jest jej styl pracy - powiedział poseł i podkreślił, że nie da się nie brać udziału w debatach z mieszkańcami. Wyliczył również, że po festiwalu obietnic teraz warszawiacy będą oczekiwać konkretów w sprawie obwodnicy południowej czy dekretu Bieruta.

Poseł skomentował również postawę władz miasta względem samego referendum. - Miał miejsce swoisty sabotaż ze strony miasta. Obwieszczenia nie wisiały w takiej ilości, w jakiej dzieje się to przed normalnymi wyborami. Administracja nie wywiązała się ze swoich podstawowych obowiązków - mówił. Przyznał, że Republikanie będą oferować pomoc prawną tym osobom, którym nie pozwolono dopisać się do list wyborców. - Będziemy apelować, by te osoby zgłaszały protesty - zadeklarował.

Pytany, jak referendum wpłynie na przyszłoroczne wybory samorządowe w Warszawie, a w szczególności na karierę Piotra Guziała, odpowiedział: On ma ten problem, że będzie musiał na bieżąco pokazywać, jak zarządza Ursynowem, będzie poważnie punktowany, będzie porównywany z innymi dzielnicami, będzie rozliczany za to samo, za co rozliczał Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Przemysław Wipler sporo zarzutów ma także do Państwowej Komisji Wyborczej, którą określił jako fatalnie funkcjonujący relikt komunistyczny. Mówiąc o ciszy wyborczej dotyczącej frekwencji, przypomniał, że przed wyborami w 2007 roku w czasie ciszy wyborczej trwała kampania "Zmień kraj - idź na wybory", agitacja zachęcająca do udziału w głosowaniu miała miejsce również przed referendum europejskim.

Warszawiacy wygrali, mogli wygrać dużo bardziej. Wygrała też sama Warszawa. Będziemy liczyli, ilu osobom udało się dopisać do list wyborczych, i pokażemy, ile Warszawa na tym zyska podatkowo - dodał Wipler.