"To nie żadna grupa terrorystyczna, ale robota amatorów" - tak o fałszywych alarmach bombowych mówi ekspert do spraw terroryzmu Kacper Rękawek.

Chodzi o maile z informacjami o rzekomych ładunkach wybuchowych, które trafiły do 22 instytucji w całym kraju, głównie do siedzib policji, prokuratury i do szpitali. Maile sprawiły, że ewakuowano około 2,5 tysiąca osób. Minister spraw wewnętrznych poinformował o pierwszym zatrzymanym w tej sprawie, ale nie ujawnił tożsamości tego człowieka. Na antenie Trójki analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Kacper Rękawek przekonywał, że jego zdaniem, sprawcy alarmów nie są grupą terrorystyczną, ale amatorami.

"To nie jest zaplanowane działanie grupy terrorystycznej. Gdyby to była Al-Kaida, to nikt by nie wysłał maila. Mamy do czynienia z elementami amatorskimi. Ładunków nie ma, a maila wysyłamy do sekretariatów instytucji. To oznacza, że informacja nie dociera do decydentów natychmiast" - uważa analityk PISM.

Kacper Rękawek nie wyklucza, że za fałszywymi alarmami może stać zwykły frustrat. Jak powiedział, trudno znaleźć w tym wszystkim kod, bo informacje zostały wysłane zarówno do instytucji państwa takich jak policja czy prokuratura, ale także do szpitali. "Mam wrażenie, że to jest ktoś, kto się za dużo "Szklanej Pułapki 4" naoglądał, gdzie człowiek za pomocą jednego komputera wyłączył całe Stany Zjednoczone" - dodał Rękawek.

Wszystkie ewakuowane szpitale stopniowo zaczynają już przyjmować pacjentów, ale powrót do normalnego trybu pracy może potrwać nawet kilkanaście godzin.
Eksperci szacują, że koszty zarówno ewakuacji jak i przeszukania wszystkich placówek mogą wynieść nawet kilkaset tysięcy złotych.