Najwyższy przywódca dał przykład innym. Ali Chamenei był pierwszą osobą, która wrzuciła głos do urny w trwających w Iranie wyborach prezydenckich. O fotel prezydenta ubiega się sześć osób, ale powszechnie uważa się, że zwycięzcą zostanie jeden z zaufanych współpracowników najwyższego przywódcy, a wybory mają niewiele wspólnego z demokracją.

W świetle kamer i błysku fleszy - ajatollah Ali Chamenei był pierwszym Irańczykiem, który oddał głos w wyborach. Irańczycy wybiorą dzisiaj swojego nowego prezydenta, ale zarówno opozycja jak i eksperci podkreślają, że głosowanie trudno nazwać demokratycznym.

Na listach wyborczych są niemal wyłącznie bliscy współpracownicy konserwatywnych ajatollahów, a na zwycięzcę typuje się zaufanego człowieka Alego Chameneiego, byłego negocjatora nuklearnego Saida Dżaliliego. Opozycja niemal nie bierze udziału w głosowaniu, a jej liderzy od wielu tygodni siedzą w aresztach domowych.

Dlatego politycy i eksperci uważają, że te wybory nie zmienią irańskiej polityki. „Co do tak zwanych wyborów w Iranie, niestety nie wniosą one niczego nowego. Władza pozostanie w rękach jednego człowieka, który będzie dążył do uzyskania broni nuklearnej” - mówił kilka dni temu w Warszawie izraelski premier Benjamin Netanjahu, któremu w tej sprawie wielu ekspertów przyznaje rację.

Do Iranu nie wpuszczono wielu zagranicznych dziennikarzy, a władze nasiliły cenzurę internetu.

Uprawnionych do głosowania jest ponad 50 milionów Irańczyków. Wybory mają zakończyć się o 15.30 czasu polskiego.