Krajowa Izba Komornicza zapewnia, że wobec Jana Rokity nie jest prowadzone żadne postępowanie egzekucyjne - dowiedziała się Gazeta.pl. Sam Rokita w korespondencji z Radiem Zet twierdzi z kolei, że komornicy kłamią w tej sprawie.

Jan Maria Rokita od dwóch dni żali się mediach, że po przegranym procesie z byłym komendantem głównym policji Konradem Kornatowskim musi mu zapłacić w ramach zadośćuczynienia 350 tys. zł., a komornik miał właśnie rozpocząć egzekucję tej kwoty.

"Na razie jest tak, że komornik zabiera mi pensję, więc nie mam bieżących środków na utrzymanie. Jeszcze nie wdarł się do mojego mieszkania. Obawiam się, że za chwilę przyjdzie zabrać mój komputer i księgozbiór. Spodziewam się wszystkiego najgorszego" - powiedział Rokita w TVN24.

Gazeta.pl sprawdziła w Krajowej Izbie Komorniczej, czy przeciwko Rokicie rzeczywiście toczy się postępowanie. Izba zazwyczaj nie wypowiada się w na temat postępowań i dłużników, ale w związku z tym, że Rokita sam upublicznił informację o swoim długu, zgodziła się na wypowiedź dla portalu. "Nie znam komornika, który wobec Jana Rokity prowadziłby postępowanie egzekucyjne" - powiedział rzecznik KIK Robert Damski. I dodał, że jest niemal pewien, iż "żaden komornik z Krakowa, skąd Rokita pochodzi, takiej egzekucji nie prowadzi".

Co więcej, według Izby w ogóle może nie być podstaw do wszczęcia egzekucji, bowiem jeżeli dłużnik sam nie zapłacił za przeprosiny, to sąd mógł zobowiązać wierzyciela, by na koszt dłużnika takie przeprosiny umieścił. Jednak w tym wypadku chodzi o kwotę 10 tys. zł., a nie 350 tys., o których mówi Rokita.

O wątpliwościach co do długu Rokity jako pierwsze poinformowało Radio Zet. W korespondencji mailowej z radiem Rokita zapewnił, że ma zajętą pensję i odesłał redakcję do Akademii Ignatianum, w której pracuje. Władze uczelni odmówiły jednak podania jakichkolwiek informacji na temat Rokity.