Politycy PiS domagają się od europosłów PO, PSL i Solidarnej Polski, by wyjaśnili, dlaczego we wtorek wstrzymali się w głosowaniu nad stanowiskiem PE dot. budżetu Unii na lata 2014-2020. To był protest przeciwko odrzuconym poprawkom - tłumaczą europosłowie PO i SP.

Według szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka, jeśli 14 europosłów wstrzymuje się od głosu, gdy przyjmowana jest rezolucja PE sprzeciwiająca się cięciom, zmniejszeniu budżetu dotyczącego Funduszu Spójności, mamy dowód na to, "że ci, którzy rządzą Polską oszukują polską opinię publiczną, są niewiarygodni".

Rzeczniczka polskich parlamentarzystów w EPP (Europejska Partia Ludowa) Agata Byczewska podkreśla, że posłowie PO-PSL zgłosili propozycje mające na celu poprawę stanowiska PE, zgodnie z polskimi interesami. Jak dodała, byli oni m.in. autorami poprawki, w której wystąpili przeciw scentralizowaniu (na poziomie Brukseli) decyzji o podziale środków między funduszami strukturalnymi.

Jak zaznaczyła, nieprzyjęcie tych poprawek sprawiło, że część europosłów "wstrzymała się w głosowaniu finalnym". Zaznaczyła, że jeszcze tego samego dnia Prezydium uznało, że głosowanie wstrzymujące się "może być błędnie interpretowane".

"Zarekomendowaliśmy posłom, którzy wstrzymali się od głosu korektę głosowania, co jest zgodne z regulaminem i często stosowaną praktyką w PE. Ostateczny wynik głosowania jest jednoznaczny: mimo powyższych zastrzeżeń, posłowie PO-PSL poparli stanowisko PE ws. Wieloletnich Ram Finansowych" - napisała rzeczniczka w oświadczeniu przekazanym PAP.

Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował PAP, że premier Donald Tusk rozmawiał z szefem klubu europosłów PO-PSL Jackiem Protasiewiczem w sprawie wyjaśnienia okoliczności tego zamieszania i wyjaśnienie takie uzyskał.

W negocjacjach w sprawie budżetu UE na lata 2014-2020 Polska konsekwentnie występuje przeciwko cięciom w polityce spójności, której jest największym beneficjentem w Unii. Zabiega, by zachować jak najwięcej z propozycji KE z czerwca ub. roku, z której wynikało, że Polska mogłaby zyskać dostęp nawet do ok. 80 mld euro.

Posłowie PiS na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie odczytali nazwiska 14 eurodeputowanych PO i PSL, którzy wstrzymali się od głosowania. Wspomnieli również o 4 europosłach Solidarnej Polski.

Dlaczego nie chcą, aby Polska dostała 300 mld złotych?

Rzecznik PiS Adam Hofman ocenił, że wstrzymanie się od głosu przez europosłów PO, PSL i SP nad stanowiskiem europarlamentu w sprawie budżetu było dla niego "szokujące".

"Żądamy od europosłów, żeby wyjaśnili publicznie, dlaczego nie chcą, aby Polska dostała 300 mld złotych. Dlaczego nie chcą, aby stanowisko Parlamentu Europejskiego wzmocniło szanse Polski, dlaczego wstrzymali się od głosowania" - mówił Hofman.

Europoseł Jarosław Wałęsa (PO) tłumaczył w rozmowie z PAP, że Platforma chciała swoim głosowaniem zwrócić uwagę swojej grupie politycznej - EPP. Zaznaczył, że po pewnym czasie on sam zdecydował się na korektę swojego głosowania i zagłosował na "tak".

"Złożyliśmy dwie poprawki do projektu. Nie zostały przyjęte. Chcieliśmy jakoś zwrócić uwagę naszej grupie politycznej EPP. Zrobiliśmy to wstrzymując się od głosu. Mogliśmy tak zrobić, ponieważ regulamin Parlamentu Europejskiego pozwala na zmianę decyzji w ciągu 24 godzin" - podkreślił. "Pieniacze z PiS potrafią tylko jątrzyć, a nie pracować" - ocenił Wałęsa.

Prezes SP europoseł Zbigniew Ziobro podkreślił, że eurodeputowani z jego partii intencjonalnie wstrzymali się od głosu.

"Z całą świadomością wstrzymaliśmy się od głosu. Wszystkie poprawki, które służyły interesom Polski konsekwentnie popieraliśmy. Niestety nasze poprawki, które nie pozwalały na podwyższanie podatków zostały odrzucone. Wprowadzono rozwiązania, które przewidują finansowanie pakietu klimatycznego, który jest skrajnie szkodliwy dla polskiej gospodarki" - powiedział PAP Ziobro. Jak dodał jest zdumiony, że europarlamentarzyści PiS głosowali za całością rezolucji.

PiS w europarlamencie jest w tej samej grupie co rządzący w Wielkiej Brytanii konserwatyści. Dziennikarze pytali polityków PiS czy nie widzą rozbieżności między ich stanowiskiem ws. budżetu, a poglądami brytyjskich konserwatystów.

Wielka Brytania domaga się największych cięć w porównaniu do propozycji KE; domaga się zamrożenia wydatków UE na obecnym poziomie oraz utrzymania brytyjskiego rabatu. Premier David Cameron nie powstrzymał się nawet do gróźb weta, jeśli interesy Londynu nie zostaną uwzględnione.

"Cały czas przekonujemy konserwatystów i będziemy to robić coraz bardziej zdecydowanymi metodami do zmiany zdania. To nie oni mają decydujący głos, lecz koledzy Platformy z EPP" - powiedział Hofman.