Zabójcy 77 osób grozi 21 lat więzienia. W Hiszpanii zostałby skazany na 5330 lat, choć i tak mógłby odsiedzieć tylko 40
W czwartek, w czwartym dniu procesu, Anders Behring Breivik ujawnił, że początkowo zamierzał przeprowadzić trzy zamachy bombowe w Oslo oraz że chciał uprowadzić i ściąć byłą norweską premier Gro Harlem Brundtland, która 22 lipca miała być na wyspie Utoya. Jednak nawet gdyby zdołał zrealizować te plany, nie wpłynęłoby to na wysokość ewentualnej kary, która w powszechnej opinii obserwatorów spoza Norwegii jest nieproporcjonalnie niska.
Breivik został formalnie oskarżony o terroryzm, za co grozi mu kara 21 lat więzienia, co oznacza, że – jeśli uznany zostanie za poczytalnego i winnego – za każdą z 77 swoich ofiar będzie musiał odsiedzieć nieco ponad trzy miesiące. 21 lat więzienia to – nie licząc zbrodni przeciwko ludzkości, za które grozi 30-letni wyrok – najwyższa kara w norweskim kodeksie karnym. To oznacza, że 33-letni dziś Norweg na wolność będzie mógł wyjść, mając lat 53 (na poczet kary zostanie zaliczony rok spędzony w areszcie i czas procesu). Biorąc pod uwagę średnią przewidywaną długość życia mężczyzny w Norwegii (77,8 lat) statystycznie miałby przed sobą jeszcze ćwierć wieku na wolności. Jeśli sąd uzna przed zakończeniem kary, że Breivik nadal stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa społecznego, może mu przedłużać wyrok o kolejne pięcioletnie okresy. Teoretycznie jest więc możliwe dożywocie. Problem jednak w tym, że norweski wymiar sprawiedliwości takiego rozwiązania jeszcze nigdy nie zastosował. Sprawca najbardziej bulwersującej do czasu Breivika zbrodni – pielęgniarz, który zamordował 22 starszych pacjentów, w 2004 r. wyszedł na wolność po odsiedzeniu 12 z 21 lat wyroku.
Gdyby Breivik był obywatelem innego kraju europejskiego – poza pozostałymi skandynawskimi – groziłaby mu znacznie wyższa kara, co jednak nie w każdym przypadku oznaczałoby znacznie dłuższy pobyt w więzieniu. Jedynym państwem w Europie, w którym stosowana jest kara śmierci, pozostaje Białoruś, gdzie zresztą przed miesiącem wykonano wyrok na dwóch skazanych – w bardzo wątpliwym procesie – za zamach terrorystyczny w mińskim metrze.
Formalnie najdłuższe wyroki wydawane są w Hiszpanii, gdzie za każdą z ofiar zabójstwa trzeba ponieść karę oddzielnie. Zgodnie z tą zasadą dwaj główni sprawcy zamachów terrorystycznych w Madrycie z 11 marca 2004 r. dostali wyrok po 42 850 lat więzienia – po 30 lat za każdego ze 191 zabitych i po 20 za każdego z 1856 rannych. Na kilkutysięczne wyroki bywają też skazywani baskijscy terroryści z ETA. Nie znaczy to jednak, że tyle faktycznie będą odsiadywać – według hiszpańskiego prawa maksymalny okres spędzony za kratami to 30 lat w przypadku zwykłego zabójstwa i 40 lat, gdy chodzi o terroryzm. Wbrew pozorom skazywanie na kilkusetletnie czy dłuższe wyroki ma sens – zapewniają, że sprawca nie będzie mógł wyjść na warunkowe zwolnienie po odsiedzeniu połowy czy dwóch trzecich kary, co w niektórych państwach europejskich jest obligatoryjne. W niektórych krajach, w tym Polsce, sędziowie mogą określić minimalny okres, np. 30 czy 40 lat, po którym skazany na dożywocie może się ubiegać o przedterminowe zwolnienie, z kolei w Wielkiej Brytanii czy Holandii sąd może skazać na dożywocie bez możliwości wyjścia z więzienia.
Norwegowie mają jednak w obronie swojego liberalnego kodeksu karnego poważny argument – odsetek skazanych, którzy po wyjściu na wolność wracają do więzienia, wynosi 20 proc., podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii – 50 proc.