Białoruscy niezależni politolodzy uważają, że rozszerzenie w piątek sankcji UE wobec Białorusi nie pomoże więźniom politycznym, a spowoduje uderzenie w społeczeństwo obywatelskie i poszerzenie listy opozycjonistów i działaczy objętych zakazem wyjazdu z kraju.

"Naturalnie te sankcje w żaden sposób nie przyczynią się do zwolnienia więźniów politycznych, a wręcz przeciwnie. Białoruskie władze będą ich teraz trzymać, żeby pokazać, że nie przestraszyły się i nie spełniają żądań Unii Europejskiej" - oznajmił politolog Dzianis Mieljancou, którego cytuje na swojej stronie internetowej niezależny tygodnik "Nasza Niwa".

Mieljancou jest na zdania, że w odpowiedzi na nowe sankcje władze mogą też powiększyć listę osób objętych zakazem wyjazdu z Białorusi. W ostatnich tygodniach wyjazd z kraju uniemożliwiono kilkunastu osobom: opozycyjnym politykom, obrońcom praw człowieka i niezależnym dziennikarzom.

Pogląd, że sankcje mogą spowodować uderzenie władz białoruskich w społeczeństwo obywatelskie, podziela politolog Waler Karbalewicz. Uważa on, że piątkowa decyzja UE dowodzi jej zdecydowania, gdyż "takiej liczby firm, jaką objęły (sankcje), dotąd nie było", i wobec tego należy się spodziewać odpowiedzi ze strony władz w Mińsku.

"Po pierwsze, taką odpowiedzią może się stać nasilenie represji wobec społeczeństwa obywatelskiego, niezależnych mediów, poszerzenie listy osób objętych zakazem wyjazdu z kraju. Po drugie, niewykluczone jest obniżenie rangi przedstawicielstw dyplomatycznych()" - powiedział Karbalewicz portalowi tut.by.

Politolog Andre Jahorau uważa, że oprócz zwiększenia presji na działaczy społecznych i opozycję możliwą odpowiedzią będą "ostre deklaracje, także ze strony zaprzyjaźnionej z Białorusią Rosji".

Jest on jednak innego zdania na temat ciężaru sankcji. "Nawet znaczne poszerzenie liczby firm objętych sankcjami nie zdoła poważnie zaszkodzić handlowym stosunkom Białorusi z UE. Tym bardziej że można wykorzystać przestrzeń Unii Celnej (Białorusi, Rosji i Kazachstanu), by przez nią sprzedawać białoruską produkcję" - powiedział Jahorau.

Z opinią o ograniczonym charakterze sankcji zgadza się politolog Alaksiej Karol. "Są to sankcje ograniczone i dotyczą konkretnych osób i ich aktywów. Dla nich są poważne i sądzę, że właśnie dlatego wywołały oburzenie zarówno ich samych, jak i Alaksandra Ryhorowicza (Łukaszenki). Są to więc sankcje częściowo gospodarcze, ale nie takie na dużą skalę" - powiedział Karol Radiu Swaboda.

Jego zdaniem sankcje nie odbiją się na zwykłych Białorusinach, bo korzyści odnoszone z gospodarczych więzi firm objętych teraz sankcjami "w żadnym stopniu nie wpływały na dobrobyt Białorusinów". Także on uważa jednak, że najprawdopodobniej władze "poszerzą swoją tajną listę osób objętych zakazem wyjazdu".

Opozycjonista Uładzimir Niaklajeu jest rozczarowany zakresem wprowadzonych sankcji. "To nie sankcje. Unia Europejska zrobiła kolejny krok w kierunku białoruskiego reżimu" - powiedział portalowi Telegraf.by były kandydat opozycji na prezydenta. Według niego Unia kierowała się jednym celem: "zaproponować Łukaszence wykonanie kroku w jej kierunku i zwolnienie wszystkich więźniów politycznych".

Jeden z polityków objętych zakazem wyjazdu, wiceprzewodniczący opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Leu Marholin, zauważył, że dopóki nie są znane nazwy firm objętych sankcjami, trudno powiedzieć, jaki będą one miały skutki dla białoruskiej gospodarki.

"Ale najważniejsze, że 27 państw, a to bardzo dużo, zajęło wspólne stanowisko. To dużo ważniejsze od tego, kto konkretnie trafił na listę" - powiedział Marholin Radiu Swaboda.

Ministrowie spraw zagranicznych 27 państw UE przyjęli w piątek nowe sankcje wobec reżimu Białorusi, w tym decyzję o zamrożeniu aktywów 29 firm, należących do trzech oligarchów, wspierających reżim prezydenta Alaksandra Łukaszenki. W przyjętej deklaracji ministrowie zapowiedzieli wprowadzanie kolejnych sankcji, "dopóki wszyscy więźniowie polityczni nie zostaną uwolnieni". Jednocześnie zadeklarowali, że będą ułatwiać podróże do UE zwykłych obywateli Białorusi i obniżać koszty wiz.