Choć trwają próby wznowienia negocjacji pokojowych między Izraelem a Palestyńczykami, coraz więcej osób mówi, że jest już na nie za późno. Były przewodniczący Knesetu Awraham Burg uważa, że między Morzem Śródziemnym a Jordanią może powstać tylko jedno państwo.

"I nie będzie ani nasze, ani ich, ale wspólne" - napisał Burg, który był także szefem Światowej Organizacji Syjonistycznej, a obecnie jest komentatorem politycznym i pisarzem.

Tak negocjacje pokojowe, jak i samodzielne próby na forum ONZ uzyskania przez Palestyńczyków niepodległości zmierzają w kierunku własnej państwowości, czyli dwóch państw na Bliskim Wschodzie. W wyniku procesu pokojowego miałoby powstać państwo Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, zaś Izrael byłby państwem zamieszkanym w zdecydowanej większości przez Żydów.

Jednak rosnące w coraz szybszym tempie izraelskie osadnictwo na okupowanym Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie Wschodniej sprawia, że coraz trudniej jest sobie wyobrazić integralną terytorialnie Palestynę na tych ziemiach. Na przykład planowana rozbudowa osiedla Maale Adumim, leżącego w centralnej części Zachodniego Brzegu, przetnie okupowane terytoria na pół.

Wielu komentatorów podnosi też argument, że de facto Żydzi i Palestyńczycy już żyją w jednym państwie, bo Izrael i tak kontroluje granice, gospodarkę wodną, przestrzeń powietrzną, ruch osób i przepływ towarów na terytoriach palestyńskich. Obydwa narody mieszkają obok siebie, są terytorialnie wymieszane i nie ma prostego sposobu na ich odseparowanie.

Dlatego coraz częściej słychać o tzw. rozwiązaniu jednopaństwowym. W jednym kraju rozciągającym się od Morza Śródziemnego do granicy z Jordanią mieszkaliby Żydzi i Palestyńczycy. Pomysł, jak określił to Burg w rozmowie z PAP, "jest tuż przed poczęciem", więc trudno mówić o szczegółowych rozwiązaniach.

"Nie jestem w stanie zaakceptować obecnej rzeczywistości, żyjemy w najgorszym z możliwych światów"

Dyskusja o rozwiązaniu jednopaństwowym toczy się głównie na izraelskiej lewicy. Ale i prawica ma swoją wizję Izraela rozciągającego się na terytoria okupowane. Choć kierują nimi różne pobudki, nie jest wykluczone, że lewica i prawica spotkają się kiedyś w tej kwestii - powiedział Burg.

W ślad za artykułem Burga w dzienniku "Haarec" jeden z najbardziej znanych izraelskich pisarzy Awraham B. Jehoszua przyznał, że choć mało komu uśmiecha się wizja jednego państwa, czas zacząć się do niej mentalnie i emocjonalnie przygotowywać. W rozmowie z PAP były przewodniczący Knesetu przyznaje, że też wolałby jakąś formę separacji, ale uważa, że jest ona już niemożliwa.

"Pod przykrywką iluzji tymczasowości obecnej sytuacji politycznej, izraelska prawica prowadzi politykę faktów dokonanych. Nie widzę żadnego izraelskiego polityka, który mógłby postawić się osadnikom. Czy to ma oznaczać, że będziemy w nieskończoność okupować i naruszać prawa większości (palestyńskiej na ziemiach okupowanych - PAP)? To jest demoralizujące, zgubne. Dlatego ktoś, kto wciąż mówi o dwóch państwach, jest albo kłamcą albo marzycielem" - powiedział Burg.

Dla tych, którzy zgadzają się z Burgiem, najważniejszym argumentem jest mapa dzisiejszego Zachodniego Brzegu - poszatkowanego drogami tylko dla osadników i izraelskimi osiedlami powstającymi nie tylko przy zielonej linii (umownej granicy sprzed wojny w 1967 roku), ale też wokół kolejnych palestyńskich miast: Hebronu, Nablusu, Ramallah. Trwający impas i przeciągająca się okupacja nie jest dobra dla Palestyńczyków, ani dla Izraelczyków - uważa rozmówca PAP.

"Nie jestem w stanie zaakceptować obecnej rzeczywistości, żyjemy w najgorszym z możliwych światów" - mówi Burg. Dlatego chce zaoferować Izraelczykom inny dyskurs niż "odgórna" wizja dwóch osobnych państw, gdzie ludzi definiuje narodowa tożsamość.

"Między Morzem Śródziemnym a rzeką Jordan podstawą będą równe prawa dla wszystkich: kobiet i mężczyzn, Żydów i Arabów, religijnych i świeckich. Gdy zasada równości praw zostanie wprowadzona, nie będzie mnie obchodzić, ile państw ją realizuje - czy jedno, czy dwa, czy pięć."

Jedno państwo zamieszkane przez Żydów i Palestyńczyków jest też w stanie wyobrazić sobie obecny przewodniczący Knesetu, prawicowy polityk z Likudu Reuwen Riwlin. Przed ponad rokiem stwierdził, że wolałby "przyznać obywatelstwo Palestyńczykom (z Zachodniego Brzegu) niż podzielić tę ziemię".

Nie jest jasne, co stałoby się z Gazą

Riwlin mówił wtedy o jednym podmiocie politycznym z dwoma parlamentami. Choć jest z prawicy, zdecydowanie mu bliżej do wizji jednego państwa kreślonej przez Burga, niż tej oferowanej przez religijnych osadników. Osadnicy z fundamentalistycznego ruchu religijnego, przesiąkniętego etosem pionierów i mesjanizmem, uważają, że Judea i Samaria (tak izraelska prawica określa Zachodni Brzeg) są nieodłącznymi częściami Izraela.

Gdy w 2003 roku Ariel Szaron użył słowa "okupacja" w odniesieniu do ziem palestyńskich, jeden z liderów bloku osiedli Gusz Ecion zaprotestował: "Byłem bardzo zaskoczony słowami premiera. I wściekły. Nie czuję się jak ktoś, kto by okupował te tereny. One są nasze, to jest nasz dom".

Na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie Wschodniej, czyli okupowanych terytoriach, gdzie Palestyńczycy chcieliby stworzyć swoje przyszłe państwo, mieszka już blisko pół miliona izraelskich osadników.

Nie wiadomo, kto: czy Palestyńczycy czy Żydzi, stanowiłby większość w nowym jednym państwie. Nie ma wiarygodnych statystyk dotyczących ludności mieszkającej na Zachodnim Brzegu. Liczby podawane przez Palestyński Urząd Statystyczny i przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu różnią się czasem prawie o milion.

Nie jest też jasne, co stałoby się z Gazą. Politycy izraelskiej prawicy, którzy mówią o jednym państwie, najchętniej wyłączyliby to terytorium, żeby zapewnić żydowską większość.

Burg zdaje sobie sprawę, że znając realia na Bliskim Wschodzie dziś trudno jest sobie wyobrazić rozwiązanie jednopaństwowe. "Ale kto wyobrażał sobie Europę bez granic i ze wspólną walutą tuż po II wojnie światowej?" - pyta retorycznie. Na początek proponuje pełne otwarcie rynków pracy - każdy pracowałby tam, gdzie znajdzie zatrudnienie i większe zarobki. "Pięć-dziesięć lat takich interakcji, i możemy zacząć myśleć o następnych krokach" - mówi Burg.