Po ponad roku od katastrofy smoleńskiej kwestia przewozu VIP-ów wciąż tkwi w punkcie wyjścia: czym mają latać. Model ich przewozu jest już wypracowany, ale wciąż nie ma decyzji politycznej.
Rząd chce kupić trzy albo cztery samoloty. Dwa mają być niewielkimi maszynami mogącymi zabrać kilkunastu pasażerów – zastąpią wysłużone jaki-41. Pozostałe maszyny miałyby zabierać około 40 osób i służyć do dłuższych lotów, także transatlantyckich. To efekt uzgodnień miedzy najważniejszymi dysponentami samolotów dla VIP-ów: kancelariami prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu.
Zostały one dokonane już kilka miesięcy temu i, jak ustalił „DGP”, istnieje nawet odpowiedni dokument w tej sprawie. Teraz wystarczy tylko rozpisać przetarg – ruch należy do rządu. Mamy jednak kampanię wyborczą i podobnie jak w latach 2005 czy 2007 temat zakupu samolotów dla VIP-ów znika z politycznej agendy. To oznacza, że przedłużony zostanie tymczasowy stan, w którym czarterowane są dwa samoloty od narodowego przewoźnika, LOT-u.
Mało jednak prawdopodobne, by na stałe został wybrany model zamawiania usług przewozu VIP-ów na rynku. Ich przewóz jest związany ze szczególnymi warunkami bezpieczeństwa, a to oznacza często konieczność dodatkowego wyposażenia samolotu. – Chodzi np. o montowanie systemów samoobrony czy łączności specjalnej. Prezydent jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych – mówi ekspert lotniczy Grzegorz Hołdanowicz. – Nawet gdyby cywilny przewoźnik na takie wyposażenie się zdobył, to koszty byłyby podobne do sytuacji, w której mielibyśmy własną flotę przewozu VIP-ów – dodaje Grzegorz Sobczak ze „Skrzydlatej Polski”. W systemie, który chce wprowadzić rząd, możliwy jest incydentalny czarter samolotów na duże wyprawy, gdy prezydent czy premier podróżuje z dużym orszakiem, np. z przedstawicielami biznesu czy dużą liczbą dziennikarzy. Wtedy 40-osobowa maszyna na pewno będzie za mała.
Stały czarter floty dla VIP-ów jest mało realny także z innego powodu. Tygodniowo 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego wykonuje 20 do 30 tzw. lotów dyspozycyjnych, wożąc nie tylko premiera czy marszałka Sejmu, lecz także ministrów, generalicję z MON. I w użyciu są zarówno samoloty, jak i śmigłowce.
Dlatego wydaje się, że rezygnacja z usług specpułku w transporcie VIP-ów jest mało prawdopodobna. I to mimo błędów, które obnażyła katastrofa smoleńska. Niektóre z nich są wręcz szokujące, takie jak np. to, że kpt. Arkadiusz Protasiuk nie miał ważnych dopuszczeń do wykonywania lądowań jako dowódca samolotu Tu-154M.
Tyle że w ciągu ubiegłego i bieżącego roku w pułku i siłach powietrznych podjęto działania, które mają poprawić sytuację. Zmieniono najważniejsze dokumenty mówiące o zasadach lotów, rozszerzono szkolenia na symulatorach, doposażono służby meteorologiczne. W 2011 r. nastąpiło też zwiększenie planowanych wydatków na modernizację infrastruktury o blisko 150 mln zł. Są one wyższe o 65 proc. w porównaniu z 2010 rokiem.
USA i Wielka Brytania: dwa modele wożenia VIP-ów
● Amerykańscy przywódcy w delegacje latają wyłącznie maszynami wojskowymi. Barack Obama w swoich podróżach korzysta przeważnie z jednego z dwóch, specjalnie przystosowanych samolotów typu Boeing 747-2G4B. Jeśli na pokładzie któregoś z nich leci prezydent, otrzymuje on kryptonim Air Force 1. Maszyny na co dzień stacjonują w bazie sił powietrznych Andrews w stanie Maryland. Godzina lotu Air Force 1 kosztuje 181 tys. dol. W cenie jest m.in. system obrony przeciwlotniczej.
● Brytyjczycy zazwyczaj uzależniają wybór środka transportu od wielkości delegacji. Samoloty British Aerospace (BAe), którymi dysponuje stacjonujący w Northolt 32. dywizjon RAF, wystarczają do obsługi mniejszych wizyt. W przypadku jeśli z premierem Davidem Cameronem podróżuje większa delegacja, np. grupa biznesmenów, rząd czarteruje samolot od cywilnych linii British Airways. W przypadku krótszych wizyt, np. odwiedzin miejsc klęsk żywiołowych, oba rządy chętnie wykorzystują helikoptery.