Przed polską prezydencją wiele wyzwań. m.in. kryzys strefy euro, niestabilna sytuacja w Afryce Północnej. Jak Polska przewodnicząc UE zamierza sobie z tym radzić?
Radosław Sikorski: Przede wszystkim pamiętajmy o nowych realiach po przyjęciu Traktatu Lizbońskiego. Bo nikt się nie spodziewa po nas, że zastąpimy organy, instytucje, gremia UE powołane do tego, by zarządzać sprawami Unii. Przedstawiliśmy nasze priorytety, które zweryfikują wydarzenia. Przypomnę, że jest to powrót Europy na ścieżkę wzrostu, a to ma swój związek z kryzysem ekonomicznym, nie tyle kryzysem strefy euro, co z zadłużeniem niektórych krajów. Bo euro ma się dobrze, nawet część eksporterów uważa, że jest za silne. Tylko niektórym krajom grozi wypadnięcie z tej strefy.
Jeśli chodzi o powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego, Polska proponuje dokończenie budowy wspólnego rynku w dziedzinie usług, w szczególności handlu internetowego. Ważne jest także bezpieczeństwo energetyczne, żywnościowe i wojskowe. O wzrost bezpieczeństwa energetycznego zabiegały kolejne rządy, my akurat budując gazoport w Świnoujściu, czy zawierając korzystną, zgodną z nowymi regulacjami unijnymi, umowę z Gazpromem, te postulaty realizujemy.
Nie muszę mówić, dlaczego bezpieczeństwo żywnościowe jest ważne w związku z tym co się dzieje z cenami żywności, ale także z zatruciami. Podobnie jak konieczne jest wzmocnienie tożsamości obronnej Unii, co pokazała sytuacja w Libii. Poza tym pozostawiamy sobie rezerwę sił i środków, żeby poradzić sobie podczas prezydencji z tym, co jest trudne do przewidzenia. Może pojawić się kontrowersja związana np. z chęcią ogłoszenia niepodległości Palestyny. Mamy poważny kryzys gospodarczy na Białorusi - tuż przy naszej granicy.
Ale pamiętajmy też, że za relacje zewnętrzne Unii Europejskiej głównie odpowiada szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Będę ją wspierał, bo zależy nam na ustanowieniu precedensu, tzn. sposobu jej współpracy z ministrem spraw zagranicznych prezydencji rotacyjnej. W tej chwili uzgadniam z Catherine Ashton spotkania, na których ją zastąpię, albo w których będę jej towarzyszył.
Jak ta współpraca miałaby wyglądać i na jakich spotkaniach będzie pan reprezentował UE?
R.S.: Nasza współpraca już ma miejsce. Do Libii przed kilkoma tygodniami pojechałem w porozumieniu z Catherine Ashton. Wspólnie działaliśmy w Bośni, już teraz, zanim zaczęła się nasza prezydencja. Proszę też pamiętać, że prezydencja ma charakter "trojki". A więc będziemy tę pracę rozdzielać między trzy kraje, sprawujące po sobie przewodnictwo w Radzie UE, w tym wypadku chodzi o Polskę, Danię i Cypr. Już wiem, że w niektóre miejsca pojedzie kolega cypryjski, a w inne - koleżanka duńska. Już jest lista spotkań, w których Catherine Aston poprosiła mnie o zastępstwo.
Co obecnie jest najważniejsze do zrobienia w Egipcie, Tunezji i innych krajach regionu Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu? Jaki plan działania dotyczący tego obszaru ma Polska na nadchodzące półrocze?
R.S.: Pamiętajmy, że każdy z tych krajów jest inny. W Tunezji mamy rząd, plany wyborów i trudności związane z uciekinierami, głównie z Libii. Ale generalnie mamy w Tunezji proces reform. A w Libii mamy wojnę domową. Jeszcze co innego w Egipcie. Polska do końca roku stworzy polską Fundację Solidarności Międzynarodowej, która będzie naszym instrumentem świadczenia pomocy rozwojowej oraz wspierania przemian demokratycznych. Mam nadzieję, bo to nie zależy tylko od nas, na zainicjowanie także Europejskiej Fundacji na Rzecz Demokracji jako kolejnego polskiego pomysłu, który staje się projektem europejskim.
Kiedy jest szansa na zainicjowanie Europejskiej Fundacji na Rzecz Demokracji?
R.S.: Podczas naszej prezydencji.
A Fundacja Solidarności Międzynarodowej? Jak miałby być finansowana?
R.S.: Fundacja ta powstaje z przekształcenia fundacji "Wiedzieć Jak", którą nadzoruję jako minister spraw zagranicznych. Zmieniamy radę, statut i formę działalności. Zamierzam za jej pośrednictwem wydawać część środków na cele współpracy rozwojowej. Pieniądze miałyby iść na całą paletę zadań zleconych przez ministra spraw zagranicznych, w pierwszej kolejności na wsparcie demokracji i społeczeństwa obywatelskiego w takich krajach jak Białoruś.
Jakie środki wchodzą w grę?
R.S.: Zobaczymy, ile środków przeznaczy na współpracę rozwojową Sejm w budżecie na rok 2012, wówczas podejmiemy decyzję w tej sprawie.
Czyli...
R.S.: W tym roku np. na Białoruś przeznaczonych było 40 mln zł, znaczna część na programy realizowane przez resorty oraz na TV Biełsat i Radio Racja.
Na jakie środki liczy pan, jeśli chodzi o fundusz na poziomie europejskim?
R.S.: Fundacja powstanie zapewne w formule konwencji, co oznacza, że państwa członkowskie, które do niej przystąpią będą płaciły wpisowe. Łożyć będzie również mogła Komisja Europejska. To będzie kwestia rozmów pomiędzy nami - inicjatorami, państwami które podpiszą konwencję, Komisją Europejską i Parlamentem Europejskim. Ale mam już poparcie Catherine Ashton, sprawa znalazła się w komunikacie KE i wysocy przedstawiciele PE zapewnili mnie o swoim entuzjastycznym poparciu.
Czy nie obawia się pan, że koncentracja uwagi na Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie zagrozi realizacji projektu Partnerstwa Wschodniego i odsunie na boczny tor szczyt PW planowany na koniec września w Warszawie?
R.S. Nie ma takiego zagrożenia, bo szczyt odbędzie się zgodnie z planem, a instytucje, o których mówię, mają działać w całym sąsiedztwie UE. Nowy plan działania PW ma być ogłoszony właśnie podczas szczytu Partnerstwa. To, aby był jak najambitniejszy, jest w tej chwili przedmiotem naszych bardzo intensywnych działań zakulisowych..
To są nowe projekty?
R.S.: Tak, to są nowe projekty. Na marginesie szczytu, mamy nadzieję, zawarte będą kolejne porozumienia pomiędzy Komisją Europejską a krajami partnerskimi.
Ukraina podpisze umowę stowarzyszeniową z UE w czasie naszej prezydencji?
R.S.: Mamy nadzieję, że w tym roku nastąpi zakończenie negocjacji, pod warunkiem, że będzie kontynuowane obecne tempo rozmów. A o tym, że one idą naprawdę dobrze, miałem okazję się przekonać podczas wizyty w Kijowie kilka dni temu.
Jednak podpisanie dopiero w przyszłym roku?
R.S.: Tak. Ale jeśli za polskiej prezydencji uda się zakończyć negocjacje, będzie to wielki sukces Ukrainy, Komisji Europejskiej - i Polski.
Widzi pan Mołdawię w Unii Europejskiej?
R.S.: Każdy europejski kraj, który spełnia kryteria ma prawo ubiegać się o członkostwo. My uważamy, że przypominanie o tym w dokumentach stowarzyszeniowych, czy dokumentach ze szczytu PW, dałoby tym krajom dodatkową motywację do przeprowadzania trudnych reform.
Umowa stowarzyszeniowa Mołdawii z UE nie wchodzi w grę w tym roku?
R.S.: Mołdawia jest prymusem Partnerstwa Wschodniego, ale to są umowy, które wymagają zmian prawnych w tych krajach, więc nie podpisuje się ich z miesiąca na miesiąc. Ale rozmowy idą dobrze.
A co z Białorusią?
R.S.: Nikt nie wyklucza Białorusi z Partnerstwa Wschodniego. Białoruś będzie zaproszona ma szczyt Partnerstwa na najwyższym możliwym szczeblu.
Czyli...
R.S.: Na najwyższym możliwym szczeblu.
Konsul Białorusi w Białymstoku powiedział, że prezydent Łukaszenka w grudniu ubiegłego roku podpisał umowę o małym ruchu granicznym. Myśmy o tym wiedzieli?
R.S.: Strona białoruska nie poinformowała nas, czyli jest to bez znaczenia. Wypowiedź konsula daje nam asumpt do zapytania jak jest naprawdę.
Będą noty dyplomatyczne?
R.S.: Nota jest formą zapytania. My podpisaliśmy i ratyfikowaliśmy umowę po to, aby weszła w życie, więc jeśli przedstawiciel państwa białoruskiego mówi, że oni też byliby gotowi do wprowadzenia jej w życie, to Polska jest zainteresowana. Przypominam, że podpisywałem tę umowę w ogniu krytyki niektórych mediów. Podpisałem, dlatego że uważałem, że ona służyłaby zarówno Białorusinom, jak i Polakom w regionach przygranicznych. Tak jak we wszystkich innych kwestiach, tak i w tej mamy nadzieję, że władze białoruskie zechcą zrobić to, co jest w interesie ich obywateli.
Czy traktat akcesyjny z Chorwacją przejdzie do historii jako traktat warszawski?
R.S.: Albo zagrzebski. Jeszcze zobaczymy, gdzie będziemy go podpisywać, intensywnie pracujemy nad tym.
PAP: Serbia uzyska status kandydata do członkostwa w UE?
R.S.: Ekstradycja Ratko Mladicia temu służy. Ale fakt, że prezydent Serbii nie przyjechał na majowy szczyt przywódców państw Europy Środkowo-Wschodniej do Warszawy, ze względu na obecność prezydent Kosowa, pokazuje że Serbia nie do końca przezwyciężyła demony własnej przeszłości. Polska jest za dokończeniem naturalnego procesu integracji całych Bałkanów Zachodnich ze Wspólnotą.
Pan podziela opinię niektórych europejskich polityków, ekspertów o "zmęczeniu" procesem rozszerzenia Unii?
R.S.: Zawsze w kryzysie, gdy jest mniej pieniędzy - a wiadomo że rozszerzenie kosztuje - ta szczodrość i solidarność jest mniejsza. Dlatego właśnie powrót Europy na ścieżkę wzrostu jest tak ważny dla Polski. Jednym z jego rezultatów byłoby odzyskanie poczucia solidarności europejskiej z tymi, którzy jeszcze nie należą do naszej rodziny.
Powrót na ścieżkę wzrostu to długa perspektywa.
R.S.: Tak, ale wypełnianie przez kraje kryteriów, które czyniłyby członkostwo wyobrażalnym, też zajmie im jeszcze wiele lat.
Jedną z najważniejszych dla Polski spraw jest unijny budżet po 2013 roku. Polska może sygnalizować swoje oczekiwania, np. jeśli chodzi o politykę spójności.
R.S.: Jako prezydencja przede wszystkim jesteśmy strażnikiem traktatów i procedur.
Ale mamy też swoje interesy...
R.S.: Będziemy pilnować, aby samolubne interesy grupy państw nie skrzywiły całego procesu. Uważamy, że zgodnie z Traktatem z Lizbony, Komisja Europejska, ale także Parlament Europejski mają czołową rolę w ustalaniu tego budżetu.
Będzie pan zabiegał o zwiększenie budżetu na politykę sąsiedztwa?
R.S.: On już jest zwiększany. Na Partnerstwo Wschodnie już w tej chwili, w tej perspektywie finansowej jest ok. 1 mld euro. Przedtem było ok. 600 mln euro. To jest dobra tendencja.
W kolejnym wieloletnim budżecie ile powinno być pieniędzy na politykę sąsiedztwa z podziałem na sąsiedztwo wschodnie i południowe?
R.S.: Uważamy, że zasada więcej za więcej i mniej za mniej jest ważna, tzn. jeśli kraje robią więcej, to nie powinno być jakiś sztywnych podziałów. Nasze środki powinny iść tam, gdzie poczynią najwięcej dobrego. Europa nie będzie supermocarstwem, którym być powinna, jeśli nie uporządkuje spraw we własnym sąsiedztwie.
Premier mówił niedawno o ratyfikacji Karty Praw Podstawowych. Polska przyłączając się do protokołu brytyjskiego w tej sprawie chciała się zabezpieczyć - jak twierdzili niektórzy politycy - przed możliwością narzucenia naszemu prawu standardów moralnych, jak np. legalizacja związków homoseksualnych. Rząd będzie podejmował jakieś działania w kierunku odstąpienia od tego protokołu?
R.S.: Jest to rozważane.
Czyli jest wola ku temu, żeby odstąpić od protokołu.
R.S.: Jest wola rozważenia sprawy.
Jaka jest nasza motywacja?
R.S.: Przypominam, że przystąpienie do protokołu było wynikiem kompromisu politycznego z prezydentem Lechem Kaczyńskim, którego Lech Kaczyński nie dotrzymał po swojej stronie. Miał szybko ratyfikować Traktat z Lizbony, po czym bardzo długo z tym zwlekał.
Sprawa może wywołać spore kontrowersje polityczne. PiS będzie bił na alarm.
R.S.: W PiS jest 1/3 eurofobów, którzy byli w ogóle przeciwni podpisywaniu i ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, ale to jest problem tej partii.
Będzie umowa o małym ruchu granicznym z Obwodem Kaliningradzkim?
R.S.: Obwodem Królewieckim. Umowa jest już wynegocjowana. Czekamy na ostateczne zielone światło. Komisja Europejska w tej chwili cyzeluje dokładne sformułowanie zapisu, które ustanowi eksklawę królewiecką jako wyjątek. Przygotowania do wdrożenia już mają miejsce tak, że będziemy mogli tę umowę wprowadzić w życie szybciej niż poprzednie.
6 czerwca premier Władimir Putin skrytykował celowość wprowadzenia tam małego ruchu granicznego.
R.S.: Dla Rosjan relacje wizowe z UE są tak irytujące jak nasze ze Stanami Zjednoczonymi.
Czyli ta zmiana stanowiska nie ma dla nas znaczenia.
R.S.: To nie jest zmiana stanowiska. Premier Putin mówił o zniesieniu wiz, a nie ma planów zniesienia wiz dla Obwodu Królewieckiego, tylko wprowadzenia małego ruchu granicznego.
De facto będzie to wyglądało jak ruch bezwizowy.
R.S.: To nie jest ruch bezwizowy. Uważamy, że Rosja powinna to przyjąć jako pierwszy krok, który pozwoli grupie obywateli rosyjskich cieszyć się z pewnych dobrodziejstw. Jak ta umowa zda egzamin, okaże się, że nie ma z tego tytułu żadnych negatywnych skutków, to - jestem o tym przekonany - zwiększy otwartość niektórych państw europejskich na pójście dalej w ułatwieniach wizowych z Rosją. Polska nie chciała wprowadzać wiz dla Rosji. To była cena naszego wejścia do strefy Schengen. Gdyby to od nas zależało, od jutra nie byłby wiz dla wszystkich naszych wschodnich sąsiadów.